sobota, 2 sierpnia 2014

Przepraszam, że tak zwlekałem

Napisałam Oneshota! Nie wiem czy jest dobry, czy ma odpowiednią długość. Zostawiam ocenę Wam~! Miłego czytania :3


Byłem w swoim pokoju. Dokładnie na łóżku i kuliłem się z rozpaczy. Z moich brązowych oczu wypływały
słone zły. Byłem załamany, smutny i odechciało mi się wszystkiego. Moje oczy były czerwone od płaczu i ciągłego przecierania je rękoma. Ale nic na to nie mogłem poradzić. Moje serce pękło. Nigdy nie czułem tak wrednego uczucia, a nie mogłem się go w ogóle pozbyć. .Gdybym nie był ateistą powiedziałbym, że moja dusza krwawi, lecz pomimo tego uczucia nie zamierzałem zacząć wierzyć w Boga. Spróbowałem się uspokoić. Jakoś dałem radę, a moje łzy zostały tylko na policzkach. Wstałem na równe nogi i spojrzałem przez okno. Wiedziałem, że nie mogę się poddać, bo wtedy będzie jeszcze gorzej. Otarłem moje mokre policzki i postanowiłem, że nie dam się tak łatwo.

***
Kilka godzin wcześniej

- Hej Shizu~chan. – powitałem go jak zwykle melodyjnie.
- Izaaaayyyaaa! – blondyn warknął moje imię wyrywając przy tym znak drogowy.

Posłałem mu mój złośliwy uśmieszek, po którym jego żyłka na skroni zaczęła pulsować jeszcze szybciej. Ahh jak ja to kochałem. Ten przypływ adrenaliny kiedy wiesz, że Twój największy wróg chce Cię zabić. Shizuo rzucił we mnie znakiem, jednak co to dla mnie kiedy od 7 lat we mnie takimi rzuca? Zrobiłem zwiewny unik, a mój uśmieszek się pogłębił. Widziałem jego złość, gdy znak nie uderzył tam gdzie chciał czyli we mnie. Bez zastanowienia zacząłem biec. Kiedy spojrzałem za siebie Shizuo brał do ręki automat z napojami i już we mnie celował. Raany było blisko. Automat przeleciał nad moją głową. Gdyby Shizu-chan trochę się uspokoił pewnie by mnie i trafił. Obróciłem się, aby zobaczyć jego reakcje, jednak nigdzie go nie było. Nie przerywając biegu skręciłem w lewo w wąską uliczkę, w której praktycznie nikt się nie mieścił.

- Jejku szkoda, że tak szybko zrezygnował – powiedziałem sam do siebie i zaśmiałem.

Miałem wielką satysfakcję, że tak go rozwścieczyłem, jednak spodziewałem się, że nie da tak szybko za wygraną. No cóż może kolejnym razem się uda? Wyjąłem ręce z kieszeni kurtki tym samym tracąc kontakt z moim nożem. Powoli zbliżałem się do wyjścia z uliczki. Kiedy już z niej wyszedłem byłem pomiędzy dwoma budynkami gdzie było więcej swobody. Nagle poczułem na sobie czyjś wzrok. Spojrzałem za siebie i zobaczyłem Shizu-chan’a. Było widać jak bardzo był wściekły. Jego złość z niego, aż wypływała, a atmosfera była ciężka.

- Shizu- chan co Ty.. – moje pytanie przerwała jego pięść, która uderzyła w mój policzek.

Jaki on był silny! Jego uderzenie posłało mnie na ścianę budynku, po czym osunąłem się po niej na ziemie. Jego moc mnie zdumiewała za każdym razem, gdy zdołał mnie uderzyć. Powoli zaczynałem się podnosić jednocześnie sięgając po mój scyzoryk. Spojrzałem na Shizuo, który nie ruszył się ze swojego miejsca nawet o krok. Wymierzyłem w niego scyzorykiem, jednak jego reakcja, a bardziej jej brak była taka sama.

- Będziesz tak stał? – rzuciłem w niego scyzorykiem, który rozciął rękaw jego koszuli.

Heiwajima nie wykonał żadnego ruchu. Byłem zdziwiony, ale nie dałem tego po sobie poznać. Po chwili Shizuo zaczął do mnie podchodzić. A ja? A ja nic. Stałem i patrzyłem jak do mnie idzie. Był jakiś dziwny.. spokojny. Jego gniew momentalnie znikł. Przestraszyłem się. Pierwszy raz się go przestraszyłem. Nim się obejrzałem chwycił mnie za koszulkę i mocno przypiął do ściany. Ledwo co łapałem oddech.

- Shizu-chan.. co Ty – powiedziałem ledwo łapiąc oddech.

Blondyn patrzył na mnie przez dłuższą chwilę po czym ze spokojnym głosie powiedział.

- Nigdy nie pokazuj się już w Ikebukuro, nigdy. – ciągnął. – Skończyłem z Tobą i naszymi bójkami. – moje źrenice się powiększyły. Spoglądałem na niego jak w transie. Nic nie mogłem zrozumieć, a w głowię mi się kołowało od przyciskania mnie do ściany.
- Wiesz wszystko sobie przemyślałem, więc nawet jeżeli pokażesz się w mojej dzielnicy nic sobie z tego nie zrobię. – coś we mnie pękło. – Mamy 23 lata i nie wiem jak Ty, ale ja chce się ustabilizować. – rozluźnił uścisk i mogłem swobodniej oddychać. – Kończę naszą znajomość Izaya. – puścił mnie.

Upadłem na zimny beton. Shizuo patrzył na mnie swoim spokojnym wzrokiem, a jego włosy lekko zasłaniały mu oczy. Ja za to wbiłem wzrok w jego buty. Nie potrafiłem się odezwać. Byłem w totalnej rozsypce. Chciałem mu zadać kilka pytań, ale po prostu nie mogłem. Shizuo odszedł bez słowa zostawiając mnie samego z tym wszystkim. Moje emocje brały górę i z oczu poleciała mi jedna łezka. Nie mogłem się powstrzymać i z oczu napłynęła fala łez. Siedziałem tam i łkałem z nie dowierzaniem co mi powiedział. Zawsze, gdy mówił mi podobne rzeczy znieważałem to i nadal robiłem swoje, lecz nie dzisiaj. Dziś był totalnie poważny..

Kocham ludzi. Kocham ich wszystkich, a nienawidzę tylko Shizuo. Dlaczego? Bo go kocham. Jest inny od wszystkich jest nieprzewidywalny. Nie potrafiłem pokochać go jako całość, ponieważ tak bardzo się różnił i pokochałem go zupełnie inną miłością niż innych ludzi, dlatego go nienawidziłem. Drażniłem go i prowokowałem niemalże codziennie, aby spędzać z nim czas. Wiem, że to może nie wyraża mojej miłość, ale jednak go kocham, a teraz? Teraz wszystko przepadło..

Gdy się uspokoiłem wstałem i powolnym krokiem ruszyłem do Shinjuku. Byłem załamany, zdruzgotany tym spotkaniem. Nigdy nie pomyślałem, że mógłbym go stracić. Miałem nadzieję.. nie, nie. Byłem pewny, że jest mój i zawsze tak będzie. Myśląc o tym wszystkim z moich oczu znów poleciła łza.

- Kto by pomyślał, że jestem taki wrażliwy. – mruknąłem i wytarłem oczy.

Nim się obejrzałem stałem już przed apartamentem.

- Namie-san możesz już iść i weź sobie wolne cały tydzień. – odparłem, gdy wszedłem do mojego gabinetu połączonego z salonem.
- Ta, dzięki. – mruknęła obojętnie i wyszła z budynku.

Nie ściągając kurtki usiadłem na moim obrotowym fotelu i włączyłem komputer. Przejrzałem kilka portali i stron informacyjnych, jednak nie było nic ciekawego. Dopiero na forum Dolarów zobaczyłem coś co pogrążyło mnie w rozpaczy „Shizuo z kimś się spotyka” Czy to przez to doszedł do takich decyzji? Ktoś go zmienił? Niemożliwe.. przecież to bestia z Ikebukuro.. Nieposkromiona Bestia..chyba.

***
Kiedy przestałem płakać postanowiłem się odświeżyć. Poszedłem do łazienki i zdjąłem swoje ubrania, które wylądowały niechlujnie na podłodze. Wszedłem do kabiny i odkręciłem zimną wodę. Stałem w niej opierając się o ścianę, a woda spływała po całym moim ciele. Musiałem podjąć jakieś działania inaczej nigdy się nie dowiem czy było warto. Gdy już kompletnie ochłonąłem zakręciłem wodę i z ręcznikiem na biodrach udałem się do pokoju, aby się przebrać. Założyłem czarne spodnie z paskiem i szarą rozpinaną bluzę z kapturem.

Położyłem się na łóżku, a mój smutny wzrok wbiłem w sufit.

- Może jeśli bym go nienawidził to byśmy zostali kolegami? I wtedy mógłbym się z nim widywać, nie straciłbym go.. – mruknąłem sam do siebie po czym uśmiechnąłem. Wiedziałem co muszę zrobić.

- Zmienię się! Pokaże mu, że nie jestem taki zły i da się ze mną wytrzymać i normalnie porozmawiać. Będzie mi brakowało drażnienia, prowokowania czy naszych bójek, lecz nie chce tracić naszej znajomości. Może będzie lepiej jak się zmienię? – powiedziałem optymistycznie.

Mój plan poprawił mi nieco humor. Zgłodniałem, więc poszedłem do kuchni przygotować sobie jajecznicę na kolację, którą popiłem herbatę. Umyłem naczynia, a następnie swoje zęby. Nie chciało m się zbytnio spać, więc postanowiłem, że się przejdę. O tak po prostu. Szedłem chodnikiem mijając moich kochanych ludzi. Inni mnie obgadywali, a jeszcze inni oddalali się ode mnie. To było takie zabawne, że moje kąciki ust same powędrowały w górę.
- I jak tu ich nie kochać? – mruknąłem.

Kiedy się spostrzegłem byłem już w Ikebukuro. Droga z Shinjuku do Ikebukuro nie jest jednak tak długa, jak się nad czymś rozmyśla. Byłem przy Rosyjskim Barze Sushi, jednak nie widziałem Simona. Postanowiłem wejść do środka, a on od razu mnie przywitał.
- Izaaya. Głodny? Przyszedłeś zjeść? – uśmiechnął się do mnie czarnoskóry.
- Yo, tak. Poproszę to co zwykle. – uśmiechnąłem się do niego i zająłem moje ulubione miejsce.

Usiadłem wygodnie opierając się o ścianę i obserwowałem ludzi. To miejsce było rewelacyjne. Nikt tu prawie nie siadał i nie rzucało się w oczy, a ja mogłem wszystkich swobodnie obserwować – miejsce stworzone dla mnie. Pomimo, że ludzie jedli mogłem odczytać z ich wyrazu twarzy czy im smakuje, jak się czują czy o czym rozmawiają z drugą osobą. Nigdy mi się to nie nudziło.

Usłyszałem, że ktoś nowy wchodzi do lokalu, więc od razu przeniosłem wzrok na drzwi wejściowe i równie od razu tego pożałowałem. Zobaczyłem Shizu-chan’a z jakąś dziewczyną. Moje wcześniejsze uczucia powróciły, ale tym razem nie płakałem. Simon ich powitał, a mi przyniósł moje ulubione ootoro.

- Było przepyszne jedyny plus z tego fatalnego dnia. – pomyślałem.

Gdy skończyłem jeść posiedziałem jeszcze chwilę. Skłamałbym, gdym powiedziała, że jego wybranka była brzydka. Miała długie rozpuszczone włosy w kolorze kasztanowym, a na sobie zwiewną niebieską sukienkę. Byłem zazdrosny i to bardzo. Zawsze to ze mną spędzał najwięcej czasu nawet jeśli były to bójki. Jej twarz natomiast widziałem momentalnie, ale mogę stwierdzić, że na pewno nie była brzydka.

Już miałem wychodzić, gdy nagle pocałowała go w policzek. Raany myślałem, że spłonę ze złości tak się we mnie gotowało. Myślałem, że rzucę w nią scyzorykiem, jednak opanowałem się i wziąłem głęboki wdech i wydech. Po niezbyt ciekawym dla mnie wydarzeniu wyszli i kilka minut potem ja.

- Teraz na pewno muszę coś z tym zrobić.. nie mogę go stracić. – powiedziałem do siebie i ruszyłem w stronę Shinjuku.

Może nie wszystko stracone.

Wróciłem do domu i nie zastanawiając się poszedłem do swojego pokoju. Przebrałem się w bluzkę i spodnie, w których śpię i położyłem się na łóżku. Nie mogłem usnąć. Przerażało mnie, że potrafię być tak ludzki, jeżeli chodzi o tego potwora. Uczucia brały górę, myślałem tylko o tym, a dokładniej mówiąc o nim. To takie upokarzające. Ja manipulant, psycholog, Bóg! Nie mogę uporać się z uczuciami. Dlaczego Shizuo musi być inny od wszystkich? Dlaczego?! Biłem się z moimi myślami i uczuciami przez jakieś 2 godziny, aż końcu udało mi się usnąć.

Czy mężczyźni mnie pociągają? To nie tak~! Kocham przecież wszystkich jako jedność. A Shizuo różni się od innych ludzi.. nawet nie jest człowiek, to potwór, który mi zaimponował, zdenerwował i zachwycił. Nie pomyślałem, że mógłbym kochać kogoś indywidualnie, a jednak. Nie przeszkadza mi, że jest facetem. Nie mam z tym problemu. Skoro jego obdarowałem tym uczuciem tak miało być.

Moje serce kuję, a oczy napełniają się łzami kiedy przypominam sobie jego słowa i nadzwyczajnie spokojny wyraz twarzy. Może pierwszy raz rozegrałem coś źle? Pomyliłem się? Może prowokowanie go do zdenerwowania, sprawienie, aby mnie nienawidził było złym rozwiązaniem. Ale przecież nie mogłem mu wyznać co czuję. Co by zrobił? Podszedł, przytulił mnie i powiedział, że również mnie kocha? To śmieszne, że aż moje oczy wypełniają się większą ilością łez jak o tym myślę. Wyśmiałby mnie, brzydziłby się mnie. Spowodowanie, żebyśmy byli wrogami było dla mnie wtedy najlepszym rozwiązaniem. Nie chciałem się zaprzyjaźnić.. czułem, że to by było za ciężko. Opowiadałby mi kto mu się podoba, niby nic, a jednak by bolało. Ale teraz nie mam innego wyjścia, a spróbować „przyjaźni” a najpierw przekonać go do siebie. Nie zamierzam manipulować.. nie nim, a nawet jeśli i tak to na niego nie zadziała. Przecież to Shizu-chan.


Obudził mnie budzik w telefonie czyli było około 8. Denerwująca muzyczka, ale dzięki niej od razu się zrywam, aby ją wyłączyć i wstaje na równe nogi. Tak było też tym razem. Wyłączyłem alarm i ciężko westchnąłem. Na początku myślałem, że to wszystko to jakiś koszmarny sen, ale gdy dotknęłam swojego lekko spuchniętego policzka wszystko było zrozumiane.

TO NAJPRAWDZIWSZA RZECZYWISTOŚĆ.

Zabrałem ze sobą czyste ubrania i powlokłem się do łazienki. Leżały w niej jeszcze ciuchy, które rzuciłem wczoraj. W końcu muszę je stamtąd zabrać. Zostawiłem czyste rzeczy na szafce, rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Pod odświeżeniu poczułem się nieco lepiej. Ubrałem się się, a brudne rzeczy wrzuciłem do pralki. Zszedłem na dół i nie mając chęci, ani pomysłu co mógłbym zjeść wybrałem płatki czekoladowe z zimnym mlekiem. Zawsze to Namie co mi się robiła nawet głupie kanapki, ale skoro dałem jej tydzień wolnego musiałem dać sobie jakoś radę.

- Tydzień na płatkach się zapowiada. – zaśmiałem się i poszedłem z miską do komputera. Włączyłem go i zająłem się swoją pracą. Cieszyłem się, że to wszystko nie zakłucało jej. Może trochę mi się wszystko przedłużyło, ale i tak zrobiłem to co miałem dzisiaj do zrobienia. Odbyłem spotkania, które zaplanowała mi Namie na dzisiaj i byłem już wolny. Zająłem się nawet papierami chociaż jest to robota dziewczyny. Chociaż o tym wszystkim tak nie myślałem. Zawsze mówiłem, że moja praca jest najlepsza, ale w tej sytuacji byłem naprawdę wdzięczny, że mam taką, a nie inną robotę, bo inaczej w moim stanie tylko bym się męczył, a to ostatnia rzecz jaką bym chciał.

Było po 16, więc za godzinę Shizuo kończył swoją pracę. Obiecałem sobie, że dziś z nim porozmawiam. Muszę to zrobić, jednak wahałem się. Bałem się, że znów mnie odprawi z kwitkiem, lecz nie mogłem zwlekać. Wczoraj nie byłem gotowy znów stanąć z nim twarzą w twarz, ale dziś muszę to zrobić. Poszedłem, więc szybko się odświeżyć i wyszedłem z domu.

Standardowo byłem ubrany w czarne spodnie, sweterek, a na to moja ukochana kurtka z futerkiem. Jedynie czego ze sobą nie miałem to mój scyzoryk. Jeżeli będzie chciał mnie zabić, że pokazałem się na oczy niech to zrobi. Bez niego nawet moi kochani ludzie się tak nie liczą. Gdy dotarłem już do Ikebukuro spojrzałem na zegarek w telefonie, który wskazywał 16:45. Musiałem trochę przyśpieszyć, jeżeli chciałem złapać Shizuo w parku. Był punktualny, a tym razem ja również nie zamierzałem zwlekać, a park był jednak odpowiednim miejscem.
Byłem na miejscu nawet kilka minut przed czasem. Chyba dobrze, zresztą sam już nie wiem – usiadłem na ławce i czekałem. Stresowałem się coraz bardziej, starałem się uspokoić jakoś mi wychodziło, jakoś. Wybiła 17, a jego nadal nie widzę. Moje serce przyśpieszyło.. umówił się z kimś? Już tędy nie chodzi? Podejrzewał, że będę tu dziś na niego czekał? Znów do moich oczu napłynęły łzy, lecz szybko się opanowałem. Czekałem 10 min, 15, 20. Jego nie było. Czułem jak po raz kolejny coś we mnie pękło. Wstałem i zacząłem kierować się do Shinjuku.

- Izaya co Ty tu robisz? – usłyszałem głos blondyna za sobą. Bez gniewu, irytacji – spokojny jak nigdy. Powoli się odwróciłem i spojrzałem w jego oczy równie spokojne jak jego barwa głosu.
- Porozmawiajmy..
- Nie mamy o czym. – wzruszył ramionami, a ja powoli do niego podszedłem.
- Shizu-chan proszę, porozmawiaj ze mną. – złapałem go za skrawek koszuli z lękiem, że zaraz zabierze moją rękę.
- Czemu tak Ci zależy? Załamałeś się, że nagle zmieniłem swoje zachowanie w stosunku do Ciebie? – złapał moją rękę. – Boli Cię to, że nie możesz mnie zdenerwować? Zachowałem się tak nieprzewidywalnie, aż nie możesz sobie poradzić? – wziął moją dłoń i odsunął od siebie. – Proszę Cię. Nie mamy o czym rozmawiać. - Moje oczy napełniły się znów łzami, spuściłem głowę. Gdybym się odezwał od razu bym się rozpłakał. Stałem tak przed nim. Po kilku minutach przeszedł koło mnie, obojętnie tak jak wczoraj. Bez słowa minął mnie, ale tym razem nie mogłem pozwolić, żeby sobie odszedł. Odwróciłem się i szybkim krokiem podszedł do niego i objąłem go od tyłu.
- M-masz nigdzie nie iść rozumiesz? – rozpłakałem się. Przy nim. Shizuo się nie odezwał. Mój strach się powiększył..wzmocniłem uścisk i płakałem. Pierwszy raz się przy kimś rozpłakałem i tą osobą był Shizu-chan. W parku nie było nikogo. To dobrze nie chciałbym, aby ktoś mnie takim widział.

- Izaya.. – odwrócił się do mnie przodem i złapał za ramiona. – Co się z Tobą dzieje.. dlaczego Ty. – odwrócił wzrok. – Przestań udawać. To nie jest nawet śmieszne, rozumiesz! – krzyknął. Ucieszyło mnie to z jakiegoś powodu. – To, że Ciebie to bawi nie znaczy, że każdego wokoło również! Daj już spokój! To boli.. – puścił mnie i znów szedł w przeciwną stronę.
- Nie! – złapałem go za nadgarstek. – Niczego nie udaję! Masz nie odchodzić. Masz zostać tutaj ze mną. Na zawsze. – krzyczałem przez płacz, nie miałem siły. – Nie pozwolę Ci odejść!
- Izaya, proszę..Daj mi już spokój.. – próbował się wyrwać. Wzmocniłem uścisk. Musiałem to powiedzieć.. inaczej był sobie tego nie darował.
- Kocham Cię.. – powiedziałem przez płacz i znów go objąłem. Wtuliłem się w jego plecy. Były gorące. – Shizuo proszę nie zostawiaj mnie nigdy więcej.
- Idziemy. – tym razem to on złapał mnie za nadgarstek i zaczął prowadzić nie wiedziałem co zamierza zrobić.

Szliśmy w ciszy nie spoglądając na siebie. W pewnym momencie zrozumiałem, że kierujemy się do jego mieszkania. Weszliśmy do bloku nadal bez żadnego słowa do siebie. Szliśmy po schodach, aż w końcu weszliśmy do jego mieszkania. Puścił mnie i odszedł kawałek stając naprzeciwko mnie. Bałem się bardzo.

- Dlaczego przez te 7 pieprzonych lat próbowałeś mnie zabić? Prowokowałeś mnie, irytowałeś? Wplątywałeś w jakieś gówna? Tak mnie kochasz?! – krzyczał zadając wszystkie te pytanie, lecz to nie był zwykły krzyk. Był wypełniony smutkiem. Przeniosłem wzrok na niego.
- A co miałem zrobić, żebyś zwracał na mnie uwagę?! Miałem Ci to wyznać? Żebyś się mnie brzydził, wyzywał od dziwadeł? Miałem zostać Twoim przyjacielem? To byłoby za ciężkie… Zresztą nie chciałem Cię zabić naprawdę.. - znów zacząłem płakać. To takie żenujące, że jestem taki słaby, przeklnąłem siebie w myślach i wbiłem wzrok w podłogę.
- Głupek. – mruknął i przytulił mnie do siebie. – To co wczoraj Ci powiedziałem, aż tak Cię sprowokowało, aby mi to teraz powiedzieć?
- W-widziałem Cię wczoraj u Simona. – zacząłem niepewnie. – Byłeś z dziewczyną. – zamknąłem oczy.
- Zazdrosny? Oj.. – przytulił mnie bardziej do siebie. – Mam samego siebie teraz też powyzywać od dziwadeł?
- Nie rozumiem..- mruknąłem cicho.
- Izaya też Cię kocham. – odsunął się kawałem i pocałował mnie lekko w usta. – I nigdy Cię już nie zostawię. Nie płacz.. – Patrzyłem na niego z szeroko otwartymi oczami i szybko znów się w niego wtuliłem.
- Shizu-chan..
- Tak?
- Przepraszam, że tak zwlekałem.

Objął mnie swoimi ramionami. Poczułem jego ciepło i tym samym bezpieczeństwo. Niech pozostanie już tak na zawsze.