niedziela, 3 kwietnia 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 12

Rozdział 12

- Shizu-chan, długo jeszcze? Głodny jestem.

Tym razem jestem u Shizuo i tak wyszło, że załapałem się nawet na kolację. Nie wiem co robi, ale czuję, że będzie to coś pysznego. Swoją drogę to pierwszy raz kiedy spróbuje kuchni Shizuo. Skoro teraz tak z otwartymi ramionami mnie wita mogę codziennie, no może nie codziennie, ale czasem przychodzić na jakieś obiadki. 

- Jak się nie zamkniesz to w ogóle nie dostaniesz! 

Uniosłem jedną brew do góry rozbawiony jego słowami i zacząłem wystukiwać o blat stołu jak i nucić znaną mi i Shizuo melodyjkę. Blondyn zerknął na mnie kątem i nawet przez chwilę widziałem jak się uśmiechnął. 

- Gdyby nie Kadota to już byś nie żył.

Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc te słowa. 

- I tak za ostro zareagowałeś. 

- Nie wydaję mi się.

- A mi tak.

Zaśmiałem się, a Shizuo westchnął i tym razem też zdał sobie sprawę, że ze mną nie ma co się przekomarzać. 

To było w drugiej klasie. Na hali były odbywane próby do przedstawienia, które miało się odbyć za godzinę. Cała nasza czwórka, czyli Shinra, Kadota, Shizuo i ja braliśmy w nim nawet udział. Braliśmy tam udział wyłącznie za karę. Ja z Shizuo dostaliśmy tą karę za to, że zniszczyliśmy gablotkę z pucharami, a tamta dwójka dostała za to, że próbowała nas rozdzielić, ale to się chyba już dla dyrektora nie liczyło. Wziął ich, bo akurat brakowało mu jeszcze dwóch osób, aby przeczytać dwa-trzy zdania na kartkach. Jednak to nie za to Shizuo, aż tak się zdenerwował.

Kiedy ja skończyłem swoją część, a po mnie wchodził Dotachin stanąłem sobie grzecznie koło Shizu-chana, który momentalnie się spiął i starał się mnie ignorować. Norma. Ja jednak zaraz zniknąłem, a gdy wróciłem zaczynało się już oficjalnie przedstawienie. Kiedy Shizuo założył garnitur, w który każdy z nas miał się przebrać już ledwo wytrzymywał. Podmieniłem go na mniejszy, a w butach, które nie wiedząc o tym założył znajdowały się kocie wymiociny.

Patrzyłem na Shizuo z boku, szczerzyłem się do niego, a kiedy miał się na mnie rzucić przyszedł nauczyciel i powiedział, żebyśmy wrócili na halę. Smród, który swoje lokum miał w jego butach był wyczuwalny przez prawie każdego. Samo w sobie było to fenomenalne. 

Całość jednak udoskonalił dzieciak, który w trakcie, gdy Shizuo przemawiał już w fatalnym stanie pociągnął za sznurek, a na Shizuo wylała się czerwona farba. 

- Shizuo Heiwajima dostał okresu! – zaśmiałem, a Shizu postawił na stole kolację, którą tak przyrządzał. 

- Chcesz i teraz zginąć?! – warknął i odsunął z hukiem krzesło, aby usiąść do stołu. 

Wzruszyłem delikatnie ramionami. 

I właśnie w tamtym momencie, gdy farba spadła zaczęła grać ta melodia, a Shizuo nie mogąc dłużej wytrzymać rzucił się za mną. Gdyby nie interwencja Kadoty naprawdę bym zginął. 

- Byłeś przebrzydły – warknął już nieco ciszej. 

- Czyli już nie jestem? – zapytałem z nutką nadziei w głosie. 

Shizuo spojrzał na mnie z kpiną i zabrał się do jedzenia. Nie chcąc, aby ta ślicznie pachnąca kolacja się zmarnowała, także zabrałem się do jedzenia. Musiałem przyznać, ze Shizuo całkiem dobrze gotuje. W końcu mieszka sam, więc chcąc nie chcąc się nauczył. Na samym sushi zamówionym u Simona by nie przeżył, a na pewno na zdrowie by to mu nie wyszło.  

Zerknąłem kąta oka na chłopaka, ale ten uparcie jadł swoją kolację. 
No cóż nie będę mu przeszkadzał. 

Kiedy skończyłem jeść odsunąłem od siebie talerz i zacząłem bujać się na krześle. Shizuo skończył zaraz po mnie i od razu zabrał wszystko co znajdowało się na stole i zaczął zmywać. 

- Jesteś dzisiaj jakiś cichy – mruknąłem przyglądając się jego plecom. 

- Sam mi kiedyś powiedziałeś, że jestem małomówny.. 

- No tak, ale dziś wyjątkowo – wzruszyłem delikatnie ramionami. 

Zapanowała między nami jakaś taka dziwna cisza. Tak jakby, któreś z nas chciało pociągnąć jakiś temat, ale i tak siedziało cicho. Tak jakby ja czekałem na jego ruch, a Shizuo na mój i wyszło tak, że żadne z nas się nie odezwało. Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu bez słowa wstałem i poszedłem do łazienki, aby skorzystać z ubikacji. 

Umyłem ręce i wyszedłem z łazienki mając zamiar skierować się z powrotem do kuchni, ale zauważyłem, że Shizuo znajduję się już w innym pomieszczeniu. Leżał na łóżku stopami nadal dotykając podłogi i paląc papierosa. Zatrzymałem się na moment w framudze drzwi, aż w końcu podszedłem i usiadłem na łóżku.
Siedzieliśmy cicho, a Shizuo spalał w spokoju swojego faja.

- Dlaczego cały czas zwlekasz?

Od razu przeniosłem wzrok z okna na Shizuo, gdy tylko się odezwał. 

- Nie zwlekam. 

- Zwlekasz, Izaya – szepnął i przymknął oczy. 

- Dlaczego tak uważasz, że Ci pomogę przed czasem? Uważasz tak, bo co?

Shizuo otworzył czy i spojrzał na mnie ponownie znów tak spokojnie, że przeszły mnie ciarki. 

- Jesteś samotny, co?

Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem. 

- Shizu-chan, wokół mam tysiące, miliardy ludzi, których kocham. Jak mogę być samotny?

Shizuo niewzruszony tym, że wybuchłem nadal beznamiętnie się na mnie patrzył. 

- Ale oni nie kochają Ciebie. To w ogóle można nazwać miłością? 

- Tak, Shizu-chan. Taka miłość wbrew pozorom jest najlepsza – uśmiechnąłem się delikatnie.

- Bo?

- Bo nikt nigdy Cię nie zawiedzie.

Chłopak spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi, więc postanowiłem mu to wyjaśnić.

- Nie kocham ludzi jako jednostki, ale jako całość, Shizu-chan. Jeśli jedna osoba mnie oszuka nie ubolewam nad tym, bo pozostaję mi ciągłe 7 miliardów ludzi, których mogę kochać. Pozostaję mi tak duże grono do darzenia go tym uczuciem, że śmierć czy inna przyczyna odejścia jakieś przypadkowej jednostki w ogóle mnie nie rusza, nie rani. Czy to nie wspaniałe, Shizu-chan?

Shizuo, gdy skończyłem mówić w końcu się podniósł, aby wyrzucić papierosa przez okno i tym razem usiadł obok mnie.

- W Tobie jest więcej samotności niż miłości do tych wszystkich ludzi na świecie. 

Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia, ale zaraz głośno się zaśmiałem. 

- Mówi to osoba, której każdy się boi? Która przez całe życie jest odtrącana?

Shizuo miał rację i o tym wiedziałem. 

- Dlatego właśnie to dostrzegłem. – odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Jedyną samotną osobą w tym pokoju jesteś Ty.

- Izaya.. 

Parsknąłem.
 
- Co? Polubiłeś, gdy zapełniam Ci czas, gdy nie jestem denerwujący?

Szczerze to przecież ja też to polubiłem.. I dlatego też mnie poniosło w tej chwili. 
Blondyn odwrócił wzrok, a ja wstałem.

Nie rozumiem czemu tak ostro reaguję. Sam polubiłem to spędzanie czasu, ale swoich uczuć się przecież nadal wypieram, bo powoli rozumiem do czego one dążą. Powinienem wykorzystywać te Shizuo, ale wściekam się o to, że..

Właśnie dlaczego?

Przymknąłem oczy i wróciłem na łóżko, ale tym razem się położyłem. 

Poczułem, że materac obok mnie, także się ugina, więc otworzyłem oczy i spojrzałem na Shizu-chana, który leżał obok mnie, odwrócony w moją stronę. 

Odwróciłem się, także w jego stronę, a po chwili już moja dłoń znalazła się w jego włosach. 

- Pamiętasz, jak powiedziałem, że Cię chce?

Chłopak kiwnął głową.

- Nie żartowałem – zacząłem drapać go po głowie. 

- Wiem, ale nadal nie rozumiem o co Ci z tym chodziło.. –westchnął zrezygnowany. 

- Od zawsze wiedziałem, że jesteś wierny jak pies, ale chciałbym, abyś był moim osobistym pieskiem. 

Zaśmiałem się lekko, a Shizuo coś warknął. 

- Nadal Cię, jednak nie rozumiem..

- Bo jesteś głupi – skwitowałem, a gdy warknął po raz kolejny tym razem pociągnąłem go za karę za włosy. 

- Przestań!

Znów pociągnąłem. 

- Izaya! 

Kolejny raz.

Shizuo piorunował mnie wzrokiem, a ja nic sobie z tego nie robiłem. 

- Kara.

Blondyn zmarszczył brwi. 

- Nie jestem żadnym psem, żebyś musiał dawać mi kary.. – burknął, ale nie warknął.
Progress. 

- Czyli nagród też nie chcesz, tak? – uniosłem jedną brew do góry i rozluźniłem nieco uścisk dłoni na jego głowie. 

- Jaka nagroda… Co Ty wymyślasz.. – westchnął już naprawdę zmęczony moim tym całym gadaniem. 

Pomyślałem, że powinienem mu to chociaż trochę zrekompensować, więc powoli się do niego przybliżyłem i tym razem bez wahania objąłem jego usta moimi. Obejmowałem je przez krótką chwilę i nieco się od niego odsunąłem.

- Taka nagroda – uśmiechnąłem się lekko patrząc mu prosto w oczu, w których malowało się zmieszanie.
Shizuo patrzył na mnie z niemałym zdziwieniem, ale nie minęło nawet dużo czasu, aż on sam ponownie złączył nasze usta. 

Tym razem to on zaskoczył mnie.

~~
Pewnie wielkie zaskoczenie, ale tak wstawiłam rozdział szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał!
Cieszę się z komentarzy, które przeczytałam i oczywiście zamierzam wstawić tutaj całe opowiadanie.
Liczy ono 15-16 rozdziałów (16 jest niedokończony i nie wiem czy jest on aktualny), więc powoli zbliżamy się ku końcowi.

Czy jeszcze będę coś pisać.. Sama nie wiem. Mam niby jeden rozdział ff Shizuo x Kanra, ale nie wiem czy byłoby nim zainteresowanie i czy mam do niego powrócić. Możecie się wypowiedzieć. :D Bardziej mnie tym zachęcicie, zmotywujecie.  :D

czwartek, 31 marca 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 11

Rozdział 11

Na początku myślałem, że Shizuo zacznie się wyrywać, ale po tych dwóch słowach, które wypowiedziałem dalej grzecznie sobie na mnie leżał. Patrzyłem się w sufit i naprawdę się nad tym wszystkim zastanawiałem, ale przy nim jeszcze trudniej mi się myślało o tym wszystkim. Wzrok z sufitu przeniosłem na jego blond włosy. Nie zastanawiając się długo zacząłem owijać jeden kosmyk wokół swojego palca.

- Zostaw – burknął co za bardzo nie było wyraźne.

- Dlaczego? – tym razem wsunąłem całą rękę w jego włosy i nią na nich zacisnąłem. 

- Zaraz te wszystkie pchły na mnie przejdą.

- Nie uważasz, że już dawno powinny przejść? – mruknąłem z lekka rozbawiony.

- Teraz jesteś bliżej.

- Ale nie reagujesz.

Cisza. 

Zacząłem go delikatnie drapać po głowie przez co Shizuo wydał z siebie cichy, niekontrolowany pomruk. Byłem pewny, że zaraz po tym przeklina się za to w myślach. Powoli nudziłem się tym monotonnym drapaniem i w pewnej chwili dosyć mocno pociągnąłem go za włosy.

- Kurwa, Izaya! – warknął i od razu się podniósł, aby zobaczyć moją twarz.

Wyszczerzyłem się wrednie. 

- Nudzi Ci się?!

- Przecież Ciebie to i tak nie boli – wzruszyłem ramionami i ponownie wyciągnąłem rękę w jego stronę.

- Przestań.. – odtrącił moją rękę i spojrzał gdzieś w bok. 

- No dlaczego? – ponownie moja ręką wędrowała w kierunku jego twarzy.

- Powiedziałem przestań.. – złapał mnie za rękę w nadgarstku i zaraz po tym ze mnie z szedł. 

Obserwowałem go jak siada naprzeciwko mnie, a następnie wzrok wbija w swoje kolana. Ja nie mając zamiaru się jak na razie odzywać sięgnąłem po swoją herbatę, która w tym czasie trochę ostygła. Nie wiem co takiego dokładnie zmieniło się w moich relacjach z Shizuo, ale widząc, że on też w jakimś stopniu się zmienił strasznie mnie to usatysfakcjonowało. Postanowiłem olać swoje uczucia, a zająć się tymi jego.

- Zastanawiałeś się nad tym, że Kasuka może lada moment umrzeć? 

Blondyn zerknął na mnie kątem oka, ale nic się nie odezwał. Ja natomiast cicho się zaśmiałem.

- Nie wiem co chcesz osiągnąć. 

- Chce Ciebie.

Shizuo spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem, a ja nie zaszczycając go nawet spojrzałem wstałem i zabrałem obie szklanki do kuchni. Ja praktycznie swoją herbatę wypiłem, a Shizuo pewnie swojej nawet nie ma zamiaru dotknąć. Postanowiłem, że zastąpię ją czymś nieco mocniejszym. 

- Nie pije.

- Wczoraj nie miałeś takich skrupułów. 

Nalałem mu do kieliszka wina i od razu po tym podałem mu go. Shizuo bez żadnego ‘ale’ go ode mnie odebrał i dopiero po tym sam sobie trochę nalałem. Usiadłem wygodnie na kanapie, a przez to, że była rozłożona to praktycznie pół-leżałem i pół-siedziałem. 

Shizuo spojrzał na mnie, a to na kieliszek i ostatecznie niezbyt pewnie upił łyk alkoholu. Nie byłem pewny czy będzie mu smakować, ale widząc, że zaraz po tym wziął kolejny utwierdziło mnie to w tym, że mu smakuję. Sam zaraz się napiłem. Widziałem jak chłopak cały czas rozmyśla nad tymi słowami, które przed chwilą wypowiedziałem i pewnie nieźle się główkuje, aby odgadnąć o co mi chodziło.

- Co miałeś na myśli mówiąc to?

- Co mówiąc? – uśmiechnąłem się. 

- No wiesz.. 

- Nie, nie wiem, Shizu-chan ~ - zaśmiałem, a blondyn widząc, że udaję spiorunował mnie wzrokiem. – Nie wiem.

- Jak to nie wiesz? – skrzywił się.

- Nie mogę wszystkiego wiedzieć – wzruszyłem ramionami i ponownie się napiłem. 

Shizuo patrzył się na mnie jeszcze przez chwilę, aż sam w końcu się napił. Chyba zrozumiał, że nie ma sensu tego dalej ciągnąć. Przez kilka dobrych minut zbytnio się nie odzywaliśmy, a jedynie co to piliśmy i nawzajem sobie polewaliśmy. Czułem, że Shizuo jest nieco spięty i chciał poprzez alkohol bardziej się rozluźnić. Wyszło mu to. 

- Nie możesz mi powiedzieć co chcesz osiągnąć?

- Nie.

- A dlaczego nie możesz teraz zadzwonić po tego lekarza? Powiedziałem, że nadal będę przestrzegał tego, że mamy się spotykać w tygodniu – burknął i odłożył swój pusty kieliszek. 

- Nie mam pewności, że będziesz nadal do tego taki chętny – wzruszyłem ramionami delikatnie się uśmiechając.

- Będę. 

- A jak kłamiesz?

- Izaya, wiesz, że tak nie jest – mruknął patrząc mi prosto w oczy opanowanym wzrokiem. 

Coś jakby dreszcz przebiegł po moim ciele, gdy tak na mnie patrzył. Dodatkowo ton głosu idealnie się z tym komponował. 

- Więc? – kontynuował. 

Uśmiechnąłem się delikatnie i ponownie wsunąłem dłoń w jego włosy. 

- Izaya.. 

Podrapałem go po głowie, a chłopak od razu przymknął oczy. 

- Pomyślę.

Shizuo cicho westchnął.

- Obydwoje dobrze wiemy, że znasz już odpowiedzieć.

- Mm, racja, Shizu-chan ~- zaśmiałem lekko i podrapałem go nieco za uchem. 

Zauważyłem delikatny uśmiech na jego twarzy.
***
Usnąłem, a nawet nie za bardzo wiem kiedy. Nie wiedziałem, a raczej nie pamiętałem czy Shizuo poszedł, wrócił do siebie czy nadal tutaj gdzieś jest. Nawet jak trochę byłem przytomny nie chciało mi się wstać i rozglądać. Byłem przykryty kocem i było mi ciepło, a do tego otaczał mnie przyjemny zapach.

Przekręciłem się na drugi bok i mimowolnie się uśmiechnąłem, gdy zapach się nasilił. Przysunąłem się niekontrolowanie bliżej, aż w końcu w coś uderzyłem. Rozchyliłem delikatnie powieki i pierwsze co ujrzałem to materiał białej koszuli. Uniosłem nieco wzrok i zobaczyłem twarz śpiącego Shizu-chana. Musiał zdjąć kamizelkę, ale tego też nie za bardzo pamiętam… Obydwoje padliśmy. 

Kiedy zdałem sobie sprawę skąd ów zapach pochodzi odwróciłem się ponownie tyłem i naciągnąłem na siebie bardziej koc, aż w końcu ponownie usnąłem. 

Nie podobało mi się to, że tak spodobał mi się zapach, który pochodził od Shizuo.

Gdyby tak pomyśleć to dużo rzeczy w nim polubiłem i to także mi się nie podobało. 

Poczułem nagle, a może i nie tak nagle? W końcu mogło minąć kilka godzin, a ja znów nie jestem tego świadom. Ale wracając. Poczułem, gdy powierzchnia, na której leżę zaczyna się uginać. Pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że Shizuo sobie idzie, ale nie idzie do domu, a do łazienki czy kuchni. Myślę, że teraz by poczekał, aż ja wstanę i dopiero opuściłby mieszkanie. 

Nie usłyszałem, jednak, aby ktoś chodził po podłodze, a zamiast tego znów poczułem ten cholernie przyjemny zapach, który się nasilił.  Ciekawość była silniejsza i rozchyliłem delikatnie powieki, a zaraz po tym znów delikatnie się uśmiechnąłem. 

- Co robisz? – szepnąłem. 

Shizuo był tak blisko, że uznałem, że głośniejszy ton byłby po prostu bez sensu. 

- Obserwuję.

Zaśmiałem się. 

Blondyn zmarszczył brwi i zaraz pstryknął mnie w czoło. 

Ja za to wydałem z siebie cichy dźwięk niezadowolenia. 

- Za co?

- Kiedy śpisz nie jesteś taki mendowaty – mruknął, patrząc mi w oczy znów z tym stoickim spokojem.

Wyciągnąłem już kolejny raz rękę w jego stronę i jak zwykle zaraz moja dłoń znalazła się w jego blond włosach. Zacisnąłem ją na jego kosmykach i mocno pociągnąłem. No może troszeczkę lżej niż wieczorem.

- Przestań! – warknął i od razu ten spokój znikł. 

- Jesteś, aż taki wrażliwy? – zaśmiałem się i tym razem poruszyłem delikatnie palcami przez co zacząłem go drapać. 

- To po prostu irytujące, pchło.. – westchnął i przymknął zaraz oczy. 

Drapałem go jeszcze przez chwilę, aż w końcu przestałem, ale nie otworzył oczu. 

- Czemu jesteś taki spokojny?

- Nie wiem – szepnął. 

Kiwnąłem głową czego i tak nie widział i ułożyłem się nieco wygodniej. Sam po chwili zamknąłem oczy i znów poczułem senność. Ciekawe czy Shizu-chan też był jeszcze śpiący. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale po chwili ten uśmiech znikł i otworzyłem po raz kolejny już oczy.

- Shizu-chan?

- Oi, śpij mendo – burknął cicho i jak widać nie zamierzał przestać mnie obejmować jedną ręką. 

Uśmiech powrócił na moją twarz i niedługo po tym usnąłem. 

Chce wykorzystać zachowanie Shizuo, które bardziej niż trochę zmieniło się wobec mnie. Chce je wykorzystać wobec niego, ale mam w sobie pewne wątpliwości. Usypiam w jego objęciach i otumaniony jego zapachem, który strasznie mi się podoba. Nie podoba mi się to i nie mogę się wziąć na głębsze rozmyślania, gdy jest obok mnie. Pozostawię to, więc na potem, gdy już go nie będzie.

Hej, Shizu-chan ~! Działam tak samo na Ciebie?

~~
Miało być w ferie - chorowałam. 
Później, szkoła, szkoła, święta - chorowałam i tak czas minął. 
Chyba bloggowanie nie jest na mnie, bo nie jestem w stanie umieszczać notek w odpowiednim terminie..
Jedynie co mogę zrobić to przeprosić, więc przepraszam.

piątek, 22 stycznia 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 10

Rozdział 10

- Śmierdzi..

Otworzyłem szeroko oczy i z bardzo bliska obserwowałem śpiącą twarz Shizu-chana. Byłem tak blisko, że praktycznie stykaliśmy się nosami. 

- Śmierdzi.. Izaya.. 

Zamrugałem kilkakrotnie i gwałtownie się od niego odsunąłem, ale ten jak widać przez sen musiał mnie nawet złapać. 

- Jak śmierdzę to mnie puszczaj pierwotniaku.. 

Próbowałem wyrwać swój nadgarstek z jego uścisku, ale to nie skutkowało. Shizuo zacisnął jeszcze bardziej rękę. Patrzyłem się na niego przez dobrą chwilę i zastanawiałem się czy on naprawdę śpi czy może udaję. Doszedłem ostatecznie do wniosku, że nawet przez sen musi mnie w ten swój dziwny sposób zaskakiwać.  Nie zastanawiałem się teraz co ja przed chwilą chciałem zrobić. Teraz moim priorytetem było to, żeby mnie puścił. 

Pociągnąłem jeszcze raz rękę. 

Shizuo wydał z siebie cichy odgłos niezadowolenia, a zaraz po tym zostałem dla niego jakimś misiem do przytulania podczas snu. Nie jestem nawet w stanie wyrazić jak byłem tą całą sytuacją zażenowany. Nawet nie chce wiedzieć co temu pierwotniakowi siedzi w tej pustej głowie.

- Śmierdzi..

Może, gdybym patrzył na to z boku to byłoby dosyć zabawne i bym się nawet śmiał, ale w tej chwili to nawet nie wiedziałem co myśleć. 

- Sam śmierdzisz – prychnąłem, a za to Shizuo ścisnął mnie jeszcze mocniej. 

Przymrużyłem oczy i jak na razie postanowiłem leżeć bez ruchu. Rozmyślałem to czy by go nie obudzić, ale sam nie wiedziałem czemu nie chciałem tego robić. Po prostu nie chciałem i tyle. Nie chciałem się nawet w to zagłębiać. 

Przez ten czas, gdy tak leżałem złapałem się, że sam zacząłem przysypiać, ale zauważyłem, także, Shizu-chan rozluźnił nieco swój uścisk. Delikatnie się z niego wyswobodziłem i spojrzałem ostatni raz na jego śpiącą twarz, bo zaraz po tym Shizuo odwrócił się tyłem do mnie.

Wyszedłem od razu z pokoju i z mieszkania. Jeszcze na początku miałem zamiar przespać się u niego na kanapie, ale po tym jak uświadomiłem sobie co ja chciałem zrobić odechciało mi się kompletnie. W drodze powrotnej do Shinjuku wstąpiłem jeszcze do sklepu po jakąś wodę. Strasznie chciało mi się pić i w takich chwilach jestem wdzięczny, że istnieją sklepy 24 dobowe. 

Chciałem o tym nie myśleć, ale wszystkie moje myśli wracały do tego, że ja chciałem.. Właśnie co ja niby chciałem? Pocałować go? Wybuchłem śmiechem na środku chodnika. 

- Głupota – mruknąłem sam do siebie, gdy się już uspokoiłem i upiłem łyk wody. 

Uznałem, że jedynym słusznym wytłumaczeniem było to, że byłem i nadal jestem pod wpływem alkoholu. To samo przecież tłumaczy to głupie zachowanie Shizuo. Po pół godzinki spacerku o 3;24 wszedłem do mojego mieszkania. Zdjąłem buty, kurtkę, którą jak nigdy odrzuciłem ‘gdzieś’ na bok i powlekłem się do kanapy. Wylądowałem na niej twarzą w poduszce i zacząłem  szukać koca, który gdzieś tu powinien być. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy w końcu go znalazłem i tak jak planowałem zakryłem się nim. Od razu po tym usnąłem.
***
- Długo masz zamiar jeszcze spać?

Skrzywiłem się i zakryłem się bardziej kocem. 

- Jesteś gorszy od dziecka – warknęła kobieta – Klienci dzwonią, a Ty nawet nie odbierasz. Za piętnaście minut masz spotkanie. 

Niechętnie po tych słowach otworzyłem oczy i nieco się odkryłem. Pożałowałem tego od razu, bo pierwsze co zobaczyłem to twarz Namie.

- Dla takich widoków mogę budzić się zawsze – parsknąłem, a dziewczyna przybrała jeszcze groźniejszy wyraz twarzy. 

- Na drugi raz już Cię nie będę budzić na żadne spotkanie – prychnęła i odeszła do swojego biurka. 

Podniosłem się do siadu i dopiero teraz poczułem jak mocno boli mnie głowa. Sięgnąłem do swojej kieszeni, aby wyjąć telefon, ale momentalnie zastygłem. Wsunąłem dłoń do drugiej kieszeni, ale też nic. Podniosłem się i podszedłem do kurtki, która leżała na podłodze i zacząłem po kieszeniach szukać telefonu.

Nie ma. 

Złapałem się za głowę i korzystając z tego, że trzymam kurtkę odwiesiłem ją na wieszak. 

- Ile mam czasu do spotkania? 

- Dziesięć minut.

- Nie mogłaś obudzić mnie wcześniej?
- Ciesz się, że w ogóle Cię obudziłam. 

- Racja - uśmiechnął się delikatnie 

Nie tracąc czasu poszedłem na górę, aby wziąć szybki prysznic i założyć świeże ubrania. Jako, że miałem jeszcze trochę czasu wziąłem sobie coś na ból głowy i zasiadłem przy swoim biurku oczekując klienta. Do jego przyjścia zastanawiałem się, gdzie zostawiłem telefon i pierwsze co mi przyszło do głowy to łóżko Shizu-chana. Musiał mi wypaść, gdy mnie tak gwałtownie do siebie przyciągnął. Prawdopodobnie Shizuo się zorientuję, że ów telefon jest mój i może mi go przyniesie trochę wcześniej. W końcu dzisiaj sobota, więc ma wolne. 

Myślałem, że całe to spotkanie będzie bardziej ciekawe, ale grubo się pomyliłem. Nie dość, że było nudne to jeszcze trwało z dobrą godzinę. Kiedy klient opuścił moje mieszkanie chwyciłem za mój drugi telefon. Nie ubolewałem, że tamten został u Shizu-chana, ale jednak mógłby mi go oddać. Miałem już do niego dzwonić, ale po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. 

Namie od razu wstała od swojego biurka i poszła otworzyć.

Zmarszczyłem brwi i już miałem wstawać, ale bliźniaczki były szybsze i przywitały się z dostawcą od pizzy. Spojrzałem na godzinę i trochę się zdziwiłem, bo myślałem, że jest wcześniej niż po 14. Mairu zapłaciła za dostawę i obie zaraz do mnie podbiegły. 

- Iza-nii zjesz z nami~?

- Iza-nii.. – podeszła do mnie Kururi i zaczęła ciągnąć za rękę.

Uśmiechnąłem się do nich i od razu wstałem. 
- Pewnie. 

Dopiero w trakcie jedzenia poczułem jak strasznie byłem głodny, ale co się dziwić skoro moim ostatnim posiłkiem był obiad wczorajszego dnia? Porozmawiałem jeszcze chwilę z dziewczynkami, aż w końcu gdzieś wybiegły na miasto. Namie niedługo skończyła pracę i zostałem sam. Liczyłem na to, że Shizu-chan do mnie przyjdzie i odda mi ten telefon. No, albo przyjdzie dlatego, że przecież mamy się ze sobą spotykać jeszcze tydzień. Ciekawe czy coś pamięta z wczoraj.. 

Uśmiechnąłem się niekontrolowanie przypominając sobie jego nocne zachowanie. Powtarzałem sobie tyle razy, że czułem się zażenowany tą sytuacją, ale czy tak naprawdę to mnie w pewien sposób nie cieszyła?

Zaśmiałem się gorzko.

Podobało mi się, gdy ten pierwotniak mnie do siebie przytulił.
To chore.
Głupie.
Od zawsze to czułem?
Rzuciłem się na kanapę i naciągnąłem na siebie koc i nie wiedzieć kiedy usnąłem. 

***

- Ej, pchło!

Skrzywiłem się kiedy ktoś zaczął mnie całkiem mocno potrząsać. Odtrąciłem jego ręce i odwróciłem się do tego kogoś tyłem. Nie chciało mi się wstawać. 

- Izaya! – warknął blondyn i zrzucił ze mnie cały koc, a że trzymałem się go bardzo mocno zleciałem razem z nim na podłogę.

Jęknąłem niezadowolony i podniosłem się na kolana. Spojrzałem na Shizuo z dołu i zaraz stałem na nogach. 

- Wiesz, która godzina? – burknął z niecierpliwiony. 

- No po czternastej.

- Po dwudziestej pierwszej, Izaya.

Zakryłem usta dłonią ziewając. 

- No i co z tego?

- Nie dzwoniłeś, a ja nie mogłem się do Ciebie dodzwonić – burknął mrużąc oczy.

- Martwiłeś się?

- Nie.

Odwrócił wzrok jakby trochę zmieszany.

Musiałem przyznać, że nie za bardzo rozumiałem tą jego reakcję, ale była całkiem słodka. Jednak szybko ta myśl zniknęła w mojej głowie, bo zastąpiła je inna. 

- Nie ma u Ciebie mojego telefonu?

- A z jakiej racji miałby być?

- Nie pamiętasz co się wczoraj działo? – usiadłem na kanapie. 

Czyli po telefonie. Prawdopodobnie zgubiłem go jak wracałem do domu.

- No Kadota odprowadził mnie do domu po tym wszystkim. 

- Kadota – szepnąłem i schowałem twarz w dłonie. 

Musiał naprawdę już pod sam koniec nic nie kojarzyć skoro nie pamięta jak odprowadzałem go do domu. 

Zerknąłem na chłopaka, który właśnie siadał obok mnie.

- Dlaczego dopiero teraz przyszedłeś?

Shizuo przeniósł na mnie od razu wzrok i wzruszył ramionami.

- Uznałem, że jakbyś miał przyjść to dawno byś to zrobił no i jak wspomniałem nie odbierałeś..

Zaśmiałem się.

- Racja, Shizu-chan. Kolejny punkt dla Ciebie.

- O co Ci chodzi z tymi punktami?

Ponownie się zaśmiałem. 

- U Kasuki bez zmian? – byłem ciekaw, bo Shizuo tak łatwo mi odpuścił po tym jak powiedziałem, że nie zadzwonię do tego lekarza. 

- Tak – szepnął i zacisnął dłonie na kolanach. 

Wstałem z kanapy i dopiero jak zrobiłem nam obu herbaty wróciłem do niego.

- Czemu jesteś taki spokojny skoro odmówiłem Ci pomocy? – mruknąłem upijając łyk herbaty.
Shizuo milczał. 

- A co jeśli Kasuka nie wytrzyma tego tygodnia?

- Ciebie to i tak nie obchodzi.

- Masz rację – odłożyłem kubek na stolik. 

Shizuo chyba jeszcze bardziej się zdenerwował moimi słowami. 

- Nie możesz chociaż raz być pomocny?

- Pomogę jak miną pełne dwa tygodnie.

-Sam powiedziałeś, że wtedy może być za późno! – warknął.

- Trudno – wzruszyłem ramionami.

Nie zorientowałem się kiedy, a już pod nim leżałem. Zaciskał dłoń w pięść i zaraz całej siły uderzył nią w kanapę tuż obok mojej głowy. Chciałem wyśmiać jego celność, ale kiedy spojrzałem mu w oczy coś we mnie pękło. Chociaż.. to już dawno we mnie pękło. 

Czułem to samo wczoraj w barze, gdy Dotachin zapytał go o Kasuke. Widziałem w tej chwili ten sam wyrazisty smutek co wczoraj. Może i patrzył też we mnie ze złością, ale ten smutek w nim dominował. Objąłem go delikatnie, aby się na mnie całkowicie położył.

- Pchło..

- Czekaj, myślę. 

~~
Nie mogłam wstawić wcześniej rozdziału, bo matematyka.
Miałam ważne zaliczenie, no i zaliczyłam *klask klask* 

Mam nadzieję, że opowiadanie nadal cały czas się podoba i chciałabym uświadomić, że oprócz tego będą jeszcze 5-6 rozdziałów. Mam napisane 5 i 6 w połowie, ale nie wiem czy ten 6 będzie zrealizowany, ale postaram się coś jeszcze wyskrobać.
Co do następnej notki.. Jeżeli za tydzień nic mi nie wypadnie wstawię już w piątek 29.01, a jeśli jej nie będzie to spodziewajcie się jej w najbliższym czasie. Moje województwo ma ferie, więc nic mi nie będzie uniemożliwać wstawienia kolejnego rozdziału. :D

Cześć ~