Rozdział 3
Następnego dnia nie spodziewałem
się, aby Shizuo do mnie przyszedł. Zresztą nic takiego nie uzgodniliśmy, a
rozmowa przez telefon na pewno nie wchodzi w grę. Zapewne za każdym razem by
się tylko rozłączał i byłoby to po prostu bezsensowne. Przez cały dzień zająłem
się swoją pracą. Byłem pewny, że Shizuo poszedł znów po pracy do szpitala, więc
poczekałem do wieczora. Z drugiej strony to trochę dziwnie to ująłem ‘chce z
Tobą rozmawiać codziennie’. Czy nie byłoby prościej, że chce z nim więcej
przebywać? Chociaż na jedno wychodziło.
Około dwudziestej wyszedłem z
domu i zastanawiałem się jeszcze czy, aby do niego nie zadzwonić. W końcu równie
dobrze mógł nie wrócić, a z nim to nic nie wiadomo. Wyciągnąłem telefon z
kieszeni kurtki i wybrałem numer Shizu-chana.
- Jesteś w domu?
- A, co?
- Nie pamiętasz o czym wczoraj
rozmawialiśmy? A raczej co Ci zaproponowałem, a Ty na to przystałeś?
Przeliczyłem się znów czekając na
jego odpowiedzieć, bo jedynie co dostałem to warknięcie i niemiły dźwięk
powiadamiający, że rozmowa się zakończyła. Znowu się rozłączył. Schowałem
telefon z powrotem do kieszeni i ruszyłem już bardziej pewnym krokiem przed
siebie. Teraz, chociaż wiem, że na pewno jest w mieszkaniu.
Po kilkudziesięciu minutach w
końcu znalazłem się przed jego mieszkaniem. Zapukałem. Ale zaraz też
zadzwoniłem i robiłem to zmianę tak jak wczoraj. Zwykłe pukanie czy dzwonienie
było po prostu za nudne. Niedługo po tym dało się słyszeć kroki i otwieranie
drzwi. Nim zdążyłem się przywitać i na niego spojrzeć blondyn już się odwrócił
i poszedł do salonu.
Będzie chyba ciężej niż mi się
wydawało.
Zamknąłem za sobą drzwi i również
poszedłem do salonu. Shizuo siedział na kanapie, więc odtworzyłem sytuację z
wczoraj i usiadłem na podłokietniku fotela. Miałem się już odezwać, ale chłopak
mnie ubiegł.
- I po co to wszystko? Ja nie
rozumiem.. – zacisnął dłonie, które miał na kolana, a ja zamrugałem
kilkakrotnie. Otwierałem już usta, aby my odpowiedzieć, ale trochę za późno –
Nie mogę zrobić czegoś innego? Czegoś co nie będzie trwało te jebane dwa
tygodnie?
Męczy się. Samo to, że siedzę
teraz w jego salonie go dobija. Sama moja osoba, a nawet jeszcze się nie odezwałem.
Czekałem jeszcze na coś z jego strony, aby znów nie wejść mu słowo, ale chyba
już skończył.
- Chce coś sprawdzić – wzruszyłem
ramionami.
- Jesteś popierdolony.
- Wiem.
- Zabije Cię.
- Też wiem.
Cisza. Rozmowa tak po prostu się
urwała. Patrzyłem na niego i widziałem jak się w nim gotuje, jak cały się spiął
i próbuje nie rzucić tym fotelem razem ze mną. Podniosłem się i usiadłem koło
niego. Ten raptownie się odsunął.
- Co Ty robisz?! – warknął.
Spojrzałem na niego jak na idiotę
i zaraz cicho się zaśmiałem.
- Siadam.
- Wracaj na fotel, pchło. Jeszcze
te Twoje kleszcze wraz z głupotą na mnie przejdą – warknął i rzucił we mnie
poduszką.
Zmarszczyłem delikatnie brwi i
nie ruszyłem się nawet z miejsca. Zlustrowałem go całego wzrokiem, gdy ten
patrzył się na mnie z obrzydzeniem. Musiał się chyba kąpać, bo nie miał na
sobie tego całego stroju barmana, a niebieskie dresy i bluzkę z krótkim
rękawem. Kto by pomyślał, że on ma normalne ubrania.
- Co mówią lekarze?
- A co mogą mówić jak po trzech
dniach nie ma poprawy, pchlarzu? Myślisz?
Zaśmiałem się cicho.
- Zamknij mordę, bo Cię
wypierdole przysięgam..
- Chyba dziś mniej piłeś tych
swoich ziółek.
Zerknął na mnie kątem oka, a po
chwili chwycił kolejną poduszkę i znów nią we mnie rzucił.
- Zachowujesz się jak dzieciak.
Po tym co powiedziałem wziąłem
obie poduszki w ręce i go nimi rzuciłem, po czym zacząłem się śmiać.
- Świr.. – położył wszystkie
poduszki po swojej stronie.
- To niemiłe, Shizu-chan –
prychnąłem niby tym obrażony. Uśmiechnął się delikatnie na moment.
Siedziałem u niego jeszcze przez
godzinę i nasza rozmowa przebiegała tak jak wcześniej. Zdarzyło się raz, że
powiedziałem za dużo i nawet zwalił mnie z kanapy, ale nic poza tym. Jeżeli
naprawdę chce to potrafi zapanować nad tą swoją siłą, więc dlaczego nie może
tak cały czas? Dlaczego usprawiedliwia się tym, że nie potrafi? Że to dla niego
za trudne? Że ta siła go przerasta? Zwykła, beznadziejna wymówka. Po co taki
potwór jak on ma się starać..
Wróciłem do mieszkania i za nim
jeszcze położyłam się do łóżka wziąłem szybki prysznic. Nie było jeszcze tak
późno, więc gdy znalazłem się w końcu w moim upragnionym łóżku, sięgnąłem
telefon i zadzwoniłem.
Chyba wiadomo do kogo.
Nie musiałem długo czekać, bo od
razu odebrał.
- Mendo..
Obudziłem go? Niby warknął, ale
jego głos był bardziej zaspany i nie wyszło mu to tak jakby chciał.
- Jeśli odpowiesz mi na pytanie
od razu się rozłączam – odezwałem się od razu i jeszcze szybko dodałem – Tylko
się już tak chamsko nie rozłączaj, Shizu-chan.
Przez chwilę słyszałem jedynie
szelest pościeli, a zaraz odpalanie zapalniczki. No tak. Skoro już wstał to
trzeba zapalić.
- Długo mam jeszcze czekać?
– teraz warknął i to bardzo wyraźnie.
- Jesteś taki spokojny, bo chodzi
o Kasuke czy chodzi o coś jeszcze?
- O co ma chodzić? – mruknął nie
bardzo mnie jak widać rozumiejąc. Nie wiedziałem czy to przez to, że jego mózg
się nie rozbudził czy po prostu zadałem to pytanie trochę skomplikowanie.
- Jesteś spokojny przy mnie, bo
chodzi tylko i wyłącznie o Kasuke czy chcesz mi pokazać, że jak chcesz to
potrafisz?
Cisza. Jak mnie cisza z jego
strony irytowała.
- Powiedzmy, że to i to.
- Powiedzmy.. – powtórzyłem
cicho.
- Odpowiedziałem na Twoje debilne
pytanie, więc dobranoc, mendo – rozłączył się.
Odsunąłem telefon od ucha i
położyłem go na szafkę nocną.
Całkiem niezły układ nam z tego
wyszedł. Ja chce cię poznać bardziej,
przebywając z tobą, a ty przy okazji trenujesz swoją samokontrolę. Nie
przemyślałem tego. Nie chciałem, aby coś korzystnego było z tego dla Ciebie..
Ale niech już będzie.
***
Następnego dnia wieczorną porą
też miałem zamiar do niego iść, ale z drugiej strony dlaczego ja mam non stop do niego przychodzić? On też może ruszyć
swoją dupę tutaj do Shinjuku. Jakby na to nie patrzeć też ma w tym swój
interes. Obróciłem się na swoim obrotowym krześle w stronę wielkiego okna i
zacząłem oglądać swoje jedno z ukochanych miast nocą. Przy okazji wyjąłem też
telefon, aby do niego zadzwonić. Ten pierwotniak na pewno się nie domyśli, aby
tutaj przyjść.
- Shizu-chan, przyjdź do mnie.
- Izaya? Nie.. Dzisiaj nie dam
rady, jutro – odparł i dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie miał zamiar się
rozłączyć.
- Nie tak się umawialiśmy, wiesz
o tym? Wiesz z czym to się wiążę? – przymrużyłem delikatnie oczy, a po drugiej
stronie słuchawki zapadła cisza.
Zastanawiał się. – Nie było mowy o tym, że któryś dzień możesz sobie ‘odpuścić’
– dodałem i tym razem po drugiej stronie słuchawki zamiast ciszy słyszałem
jakieś przytłumione krzyki.
Zmarszczyłem delikatnie brwi.
- Przyjdę, ale za godzinę, dobra?
- Tak.
Rozłączył się.
Spojrzałem na zegarek w
telefonie, który wskazywał 20;45. Przeniosłem wzrok na komputer, który przed
chwilą wyłączyłem i zastanawiałem się nad ponownym uruchomieniem urządzenia,
ale sobie darowałem. Wstałem z fotela i poszedłem do kuchni zrobić sobie
jeszcze płatki i razem z miską poszedłem do salonu. Usiadłem przed telewizorem
i sięgnąłem po pilot, aby go włączyć.
Jak już mam na niego czekać to
sobie chociaż coś pooglądam.