niedziela, 6 września 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 3

Rozdział 3

Następnego dnia nie spodziewałem się, aby Shizuo do mnie przyszedł. Zresztą nic takiego nie uzgodniliśmy, a rozmowa przez telefon na pewno nie wchodzi w grę. Zapewne za każdym razem by się tylko rozłączał i byłoby to po prostu bezsensowne. Przez cały dzień zająłem się swoją pracą. Byłem pewny, że Shizuo poszedł znów po pracy do szpitala, więc poczekałem do wieczora. Z drugiej strony to trochę dziwnie to ująłem ‘chce z Tobą rozmawiać codziennie’. Czy nie byłoby prościej, że chce z nim więcej przebywać? Chociaż na jedno wychodziło.

Około dwudziestej wyszedłem z domu i zastanawiałem się jeszcze czy, aby do niego nie zadzwonić. W końcu równie dobrze mógł nie wrócić, a z nim to nic nie wiadomo. Wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki i wybrałem numer Shizu-chana. 

- Jesteś w domu?

- A, co? 

- Nie pamiętasz o czym wczoraj rozmawialiśmy? A raczej co Ci zaproponowałem, a Ty na to przystałeś?

Przeliczyłem się znów czekając na jego odpowiedzieć, bo jedynie co dostałem to warknięcie i niemiły dźwięk powiadamiający, że rozmowa się zakończyła. Znowu się rozłączył. Schowałem telefon z powrotem do kieszeni i ruszyłem już bardziej pewnym krokiem przed siebie. Teraz, chociaż wiem, że na pewno jest w mieszkaniu.

Po kilkudziesięciu minutach w końcu znalazłem się przed jego mieszkaniem. Zapukałem. Ale zaraz też zadzwoniłem i robiłem to zmianę tak jak wczoraj. Zwykłe pukanie czy dzwonienie było po prostu za nudne. Niedługo po tym dało się słyszeć kroki i otwieranie drzwi. Nim zdążyłem się przywitać i na niego spojrzeć blondyn już się odwrócił i poszedł do salonu.

Będzie chyba ciężej niż mi się wydawało. 

Zamknąłem za sobą drzwi i również poszedłem do salonu. Shizuo siedział na kanapie, więc odtworzyłem sytuację z wczoraj i usiadłem na podłokietniku fotela. Miałem się już odezwać, ale chłopak mnie ubiegł. 

- I po co to wszystko? Ja nie rozumiem.. – zacisnął dłonie, które miał na kolana, a ja zamrugałem kilkakrotnie. Otwierałem już usta, aby my odpowiedzieć, ale trochę za późno – Nie mogę zrobić czegoś innego? Czegoś co nie będzie trwało te jebane dwa tygodnie? 

Męczy się. Samo to, że siedzę teraz w jego salonie go dobija. Sama moja osoba, a nawet jeszcze się nie odezwałem. Czekałem jeszcze na coś z jego strony, aby znów nie wejść mu słowo, ale chyba już skończył. 

- Chce coś sprawdzić – wzruszyłem ramionami.

- Jesteś popierdolony.

- Wiem.

- Zabije Cię.

- Też wiem. 

Cisza. Rozmowa tak po prostu się urwała. Patrzyłem na niego i widziałem jak się w nim gotuje, jak cały się spiął i próbuje nie rzucić tym fotelem razem ze mną. Podniosłem się i usiadłem koło niego. Ten raptownie się odsunął.

- Co Ty robisz?! – warknął.

Spojrzałem na niego jak na idiotę i zaraz cicho się zaśmiałem.

- Siadam. 

- Wracaj na fotel, pchło. Jeszcze te Twoje kleszcze wraz z głupotą na mnie przejdą – warknął i rzucił we mnie poduszką. 

Zmarszczyłem delikatnie brwi i nie ruszyłem się nawet z miejsca. Zlustrowałem go całego wzrokiem, gdy ten patrzył się na mnie z obrzydzeniem. Musiał się chyba kąpać, bo nie miał na sobie tego całego stroju barmana, a niebieskie dresy i bluzkę z krótkim rękawem. Kto by pomyślał, że on ma normalne ubrania.

- Co mówią lekarze?

- A co mogą mówić jak po trzech dniach nie ma poprawy, pchlarzu? Myślisz?

Zaśmiałem się cicho. 

- Zamknij mordę, bo Cię wypierdole przysięgam..

- Chyba dziś mniej piłeś tych swoich ziółek. 

Zerknął na mnie kątem oka, a po chwili chwycił kolejną poduszkę i znów nią we mnie rzucił.

- Zachowujesz się jak dzieciak. 

Po tym co powiedziałem wziąłem obie poduszki w ręce i go nimi rzuciłem, po czym zacząłem się śmiać. 

- Świr.. – położył wszystkie poduszki po swojej stronie.

- To niemiłe, Shizu-chan – prychnąłem niby tym obrażony. Uśmiechnął się delikatnie na moment. 

Siedziałem u niego jeszcze przez godzinę i nasza rozmowa przebiegała tak jak wcześniej. Zdarzyło się raz, że powiedziałem za dużo i nawet zwalił mnie z kanapy, ale nic poza tym. Jeżeli naprawdę chce to potrafi zapanować nad tą swoją siłą, więc dlaczego nie może tak cały czas? Dlaczego usprawiedliwia się tym, że nie potrafi? Że to dla niego za trudne? Że ta siła go przerasta? Zwykła, beznadziejna wymówka. Po co taki potwór jak on ma się starać.. 

Wróciłem do mieszkania i za nim jeszcze położyłam się do łóżka wziąłem szybki prysznic. Nie było jeszcze tak późno, więc gdy znalazłem się w końcu w moim upragnionym łóżku, sięgnąłem telefon i zadzwoniłem.

Chyba wiadomo do kogo. 

Nie musiałem długo czekać, bo od razu odebrał. 

- Mendo.. 

Obudziłem go? Niby warknął, ale jego głos był bardziej zaspany i nie wyszło mu to tak jakby chciał. 

- Jeśli odpowiesz mi na pytanie od razu się rozłączam – odezwałem się od razu i jeszcze szybko dodałem – Tylko się już tak chamsko nie rozłączaj, Shizu-chan. 

Przez chwilę słyszałem jedynie szelest pościeli, a zaraz odpalanie zapalniczki. No tak. Skoro już wstał to trzeba zapalić.

- Długo mam jeszcze czekać? –  teraz warknął i to bardzo wyraźnie. 

- Jesteś taki spokojny, bo chodzi o Kasuke czy chodzi o coś jeszcze?

- O co ma chodzić? – mruknął nie bardzo mnie jak widać rozumiejąc. Nie wiedziałem czy to przez to, że jego mózg się nie rozbudził czy po prostu zadałem to pytanie trochę skomplikowanie.

- Jesteś spokojny przy mnie, bo chodzi tylko i wyłącznie o Kasuke czy chcesz mi pokazać, że jak chcesz to potrafisz?

Cisza. Jak mnie cisza z jego strony irytowała.

- Powiedzmy, że to i to.

- Powiedzmy.. – powtórzyłem cicho.

- Odpowiedziałem na Twoje debilne pytanie, więc dobranoc, mendo – rozłączył się.

Odsunąłem telefon od ucha i położyłem go na szafkę nocną.

Całkiem niezły układ nam z tego wyszedł.  Ja chce cię poznać bardziej, przebywając z tobą, a ty przy okazji trenujesz swoją samokontrolę. Nie przemyślałem tego. Nie chciałem, aby coś korzystnego było z tego dla Ciebie.. Ale niech już będzie.
***
Następnego dnia wieczorną porą też miałem zamiar do niego iść, ale z drugiej strony dlaczego ja mam non  stop do niego przychodzić? On też może ruszyć swoją dupę tutaj do Shinjuku. Jakby na to nie patrzeć też ma w tym swój interes. Obróciłem się na swoim obrotowym krześle w stronę wielkiego okna i zacząłem oglądać swoje jedno z ukochanych miast nocą. Przy okazji wyjąłem też telefon, aby do niego zadzwonić. Ten pierwotniak na pewno się nie domyśli, aby tutaj przyjść.

- Shizu-chan, przyjdź do mnie. 

- Izaya? Nie.. Dzisiaj nie dam rady, jutro – odparł i dałbym sobie głowę uciąć, że właśnie miał zamiar się rozłączyć.

- Nie tak się umawialiśmy, wiesz o tym? Wiesz z czym to się wiążę? – przymrużyłem delikatnie oczy, a po drugiej stronie słuchawki  zapadła cisza. Zastanawiał się. – Nie było mowy o tym, że któryś dzień możesz sobie ‘odpuścić’ – dodałem i tym razem po drugiej stronie słuchawki zamiast ciszy słyszałem jakieś przytłumione krzyki. 

Zmarszczyłem delikatnie brwi. 

- Przyjdę, ale za godzinę, dobra?

- Tak.

Rozłączył się. 

Spojrzałem na zegarek w telefonie, który wskazywał 20;45. Przeniosłem wzrok na komputer, który przed chwilą wyłączyłem i zastanawiałem się nad ponownym uruchomieniem urządzenia, ale sobie darowałem. Wstałem z fotela i poszedłem do kuchni zrobić sobie jeszcze płatki i razem z miską poszedłem do salonu. Usiadłem przed telewizorem i sięgnąłem po pilot, aby go włączyć. 

Jak już mam na niego czekać to sobie chociaż coś pooglądam.