piątek, 23 października 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 6

Rozdział 6

- Dlaczego uważasz, że odstraszasz od siebie ludzi, bo nie potrafisz panować nad siłą? Teraz na przykład panujesz.

Shizuo uniósł na mnie wzrok już nie spoglądając na karty i lustrował przez chwilę moją twarz wzrokiem po czym cicho odetchnął.

I tak graliśmy właśnie w karty, a dokładnie w wojnę. Shizuo jest już kolejny dzień u mnie, bo u niego nadal są rodzice, a przez ostatnie dni była brzydka pogoda, aby siedzieć na dworze. Sam niedawno przyznał, że jak on to ujął ‘mój zapchlony ryj’ jest coraz bardziej do wytrzymania.

- Chce kontaktu z ludźmi, nawet jeśli są to bardzo płytkie relacje. 

Zmarszczyłem delikatnie brwi. 

-  Teraz jestem spokojny, bo nie robisz nic takiego. Nie myślę o tym kim jesteś i w miarę jest wszystko w porządku, chociaż nadal mi się to wszystko nie podoba. Gdybym musiał się powstrzymywać za każdym razem nie byłbym sobą, a po co mam mieć przy sobie osoby, które będą mnie lubić za to kim nie jestem. Głupota.. – skwitował i rzucił kolejną kartę

- Jeżeli przez chwilę byś poudawał to później możliwe, że zaakceptowaliby Cię takiego jakim jesteś – także rzuciłem kartę.

Wojna. 

- Nie lubię oszukiwać. 

Przez chwilę obydwoje milczeliśmy chcąc dowiedzieć się kto wygra tę rozgrywkę.

Wygrał Shizuo. 

- Nie uważałbyś, że gdybyś spróbował miałbyś łatwiej?

Nie rozumiałem go. Jest w stanie zapanować nad swoją siłą, zachowaniem, więc co  go powstrzymuję, aby spróbować powiększyć swoje grono znajomych? Nie musiałby tak jak wcześniej powiedział ‘oszukiwać’ wystarczy się trochę postarać.

- Nie wiem.. – odparł nie będąc pewny tej odpowiedzi. 

- Nie chce Ci się po prostu wysilić, aby coś zyskać. Na wszystko czekasz – prychnąłem, a blondyn chyba trochę się zdenerwował.

- Nic nie rozumiesz.. – zaczął wyładowywać siłę na moich biednych kartach.

- To mnie oświeć – wzruszyłem ramionami.

Z tego co zauważyłem Shizuo przez chwilę się wahał czy w ogóle jest sens na ten temat ze mną rozmawiać. Czy w ogóle jestem odpowiednią osobą, aby o takich rzeczach z nim rozmawiać. W końcu, jednak się odezwał. 

- Nim się spostrzegłem już się mnie bali. Nie potrafiłem nawet pojąć jak szybko ludzie uważali mnie za agresora. Nie mogłem nic zrobić, nie potrafiłem. Później poszedłem do liceum.. Poznałem Ciebie – zacisnął dłonie przez co jeszcze bardziej zgniótł karty i widziałem jak coraz bardziej na każde wspomnienie się denerwuję – Chciałem żyć normalnie, w nowej szkole, ale musiałeś pojawić się Ty! – podniósł się i rzucił karty na stół – Uwziąłeś się na mnie i do tej pory nie wiem dlaczego cały czas tak jest. Uczepiłeś się jak jakaś pluska, kleszcz czy pchła!

- Bo jesteś potworem – odparłem od razu i odłożyłem moje karty na stolik, którego zaraz i tak nie było, bo
Shizuo rzucił nim o ścianę. 

- Gdybyś nie zaczął tych swoich chorych gierek nikt by tak o mnie mówił! – podszedł do mnie unosząc mnie za przód sweterka i patrząc mi groźnie w oczy. 

- Całą winę potrafisz zrzucać tylko na mnie. 

- A tak nie jest?! – starał się mną nie rzucić, nie uderzyć mnie, bo wiedział, że inaczej nie pomogę Kasuce, ale widziałem, że jest mu ciężko. 

- Nigdy później nie próbowałeś nawiązać bliższych kontaktów. Gdyby nie Shinra tak naprawdę nie poznałbyś Celty. Wszystkie inne osoby, które z nas to te ze szkoły. A i wiesz, co? Z tych wszystkich osób tylko ja się Ciebie nie boję. Boją się Ciebie, a nadal przy Tobie są, a Ty się nawet nie starasz, aby to utrzymać. Wybuchasz przy nich zamiast się uspokoić nie chcąc, aby Cię takiego widzieli. Jesteś beznadziejny, bo nie widzisz ile tak naprawdę masz i tego nie doceniasz.

Powiedziałem to trochę tak jakby z pretensją, ale miałem nadzieje, że Shizuo tego nie wyczuję. Zdenerwował mnie. Składa całą winę na mnie, ale nie widzi tego, że te osoby, które przy nim są go akceptują w pełni, chcą z nim rozmawiać, pomimo, że boją się go, gdy wybuchnie, albo sami nie chcąc spowodować, aby ten wybuchł.

Bez żadnego słowa puścił mnie, a ja z powrotem usiadłem na kanapę.

- Nie rozumiem Cię. Nie rozumiem co Ty chcesz osiągnąć.. Po co mi to wszystko mówisz? – wymamrotał jakby zagubiony i nieco przybity tą całą rozmową, kłótnią. 

Nie rozumiem czemu Shizuo jest taki, pomimo że ma przy sobie tak bliskie osoby, a ja sam przebywając wśród tylu ludzi nie mam nawet nikogo. Dlaczego, gdy nasze rozmowy schodzą na ten temat on się smuci, pomimo, że tak naprawdę jest szczęściarzem?

To ja tutaj powinienem być smutny. 

Nie odpowiedziałem mu na pytanie i nie minęło dużo czasu, aż Shizuo opuścił moje mieszkanie. Nie było sensu, aby nadal tu tkwił, kiedy ja nawet nie odpowiedziałem mu na zadane pytanie. 

Co ja chce osiągnąć?

Po co ja mu to wszystko mówię?

Chciałem dowiedzieć się o nim więcej, aby znaleźć jego słaby punkt i go zmiażdżyć, ale teraz już sam nie wiem. Czy ja mu po prostu nie zazdroszczę? Czy ja po prostu nie chce być w centrum jego uwagi? Czy ja po prostu nie potrafię zrozumieć, że mnie nienawidzi, bo powinien się cieszyć, że się go nie boję? Że jest jeszcze taka osoba, oprócz jego brata?

Gdy patrzę na to z perspektywy czasu to wydaję się takie głupie.

Nasyłanie na niego ludzi, wrabianie go w różne rzeczy.. Chciałem po prostu, aby ktoś tak silny zwrócił na marnego mnie swoją uwagę.

Jakie to dziecinne, a nadal to robię.
***
Następnego dnia stałem przed mieszkaniem Shizuo i zastanawiałem się czy zapukać. Było około dwudziestej pierwszej, nie miałem pewności czy jest w domu i nie miałem pewności czy mnie w ogóle przymnie po wczorajszej rozmowie. Zdecydowałem się, jednak zapukać, jednak po tym jak po pięciu minutach nikt mi nie otwierał miałem zamiar już iść. 

- Wejdź – rzucił blondyn, gdy ledwo otworzył drzwi.

Nawet na mnie nie spojrzał, a ja nie miałem okazji go nawet dostrzec. 

Wszedłem do środka i tym razem zdjąłem buty. Pierwsze co to zajrzałem do kuchni, ale tam go nie było. Później salon – też nic. Zmarszczyłem brwi i ostatecznie skierowałem się do sypialni, gdzie siedział na łóżku w samych dresowych spodniach, a na głowie miał ręcznik. Jak widać brał prysznic.

- Nie zadzwoniłeś – mruknąłem cicho i obserwowałem teraz jak zakłada na siebie białą bluzkę z krótkim rękawem.

- Ty też masz w tym swój interes.

- Ale ja zawsze dzwonię – żachnąłem się i skrzyżowałem ręce na piersi. 

Spojrzał na mnie jak widać trochę rozbawiony moim tonem głosy.

- Jesteś sam?

- No jak widać.. – mruknął uparcie jeszcze czegoś szukając po pokoju. 

- A Twoi rodzice kiedy przyjdą?

- Nie przyjdą.

- Jak to?

- Zdajesz więcej pytań niż potrzeba.. – stęknął jak widać zmęczony tą wymianą zdań, aż w końcu zadowolony znalazł swoją paczkę papierów. 

No tak, czego on innego mógłby szukać. 

Usiadł na łóżku wyjmując jednego papierosa z paczki i wsuwając go sobie do ust, a po chwili już się nim zaciągał. Ja za to nadal stałem w tym samym miejscu i w tej samej pozie nie za bardzo wiedząc jak mam poprowadzić tę rozmowę. Byłem przekonany, że będzie zły, choćby za to, że go tak wczoraj zlałem. 

- Kleszczu..

Wróciłem do niego od razu wzrokiem i czekałem na dalszą część jego wypowiedzi. 

- To nie tak, że się nie starałem.  Poznawałem wiele osób. Miałem z nimi lepszy, gorszy kontakt, ale oni i tak odchodzili jak tylko zobaczyli mnie, gdy wszystko rozwalam – wypuścił moje ulubione kółeczko z dymu i położył się na łóżku nadal mając kontakt stopami z podłogą. – I to nie tak, że nie doceniam tego co mam. Jestem szczęśliwy, że mam chociaż tyle. Nie wiem jak to robię, ale jest dobrze.

Nie spodziewałem się takiego wyznania z jego strony i byłem szczerze mówią zaskoczony. Musiał sobie to wszystko przemyśleć przez noc i teraz dokładnie odpowiedź mi na to co wczoraj mu powiedziałem.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Czy mi się wydaję, że coraz więcej wyciągam z Ciebie informacji?

- Sam to oceń – wzruszył ramionami, a ja kiwnąłem głową. 

Stojąc tak i patrząc się na niego zastanawiam się czy ja czasem też, pomimo wszystko nie zaliczam się do tej grupki osób, których Shizuo do siebie przyciąga. Przyciąga swoją postawą, szczerością. Możliwe, że tego nie zauważałem, bo będąc w głupim siedemnastoletnim wieku postanowiłem go przewyższyć, pokonać?

Możliwe, że to moje ‘nienawidzę Cię’ jest bezpodstawne?

wtorek, 13 października 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 5

Rozdział 5
Shizuo posiedział u mnie jeszcze z jakąś godzinkę i wrócił do siebie. Pewnie, gdybym był Shinrą, albo Kadotą to pewnie by i został na noc, ale że to byłem ja to wolał już męczyć się z rodzicami niż ze mną. 
Rozumiem go w stu procentach. 

Nie rozmawialiśmy o niczym ważnym przez ten czas.  Ja nadal byłem śpiący, a Shizuo zmęczony bójką z jakimś tam gangiem. Już nawet nie pytałem jakim. Uznałem, że byłoby to po prostu zbędne. I przez calutką godzinę oglądaliśmy jakiś film. Nie rozpoczynałem z nim jakiś drażniących dla niego tematów, więc od tamtego razu jak zepchnął mnie z kanapy już więcej się nie uniósł. Uznał, że jednak z dwojga złego woli posiedzieć trochę u mnie niż wracać do siebie. 

Uśmiechnąłem się delikatnie i przekręciłem się na drugi bok przykrywając się bardziej kołdrą. 

Musiałem przyznać sam sobie, że Shizuo jest całkowicie inny, gdy nie pulsuje mu żyłka i nie chce mnie zabić. No może nie odkryłem tym stwierdzeniem Ameryki, ale chodzi mi o to, że to do niego nie pasuję. Spokój na jego twarzy to coś do czego po prostu nie przywykłem, ale z drugiej strony jak taka bestia może mieć drugą osobowość? Spokojną, która nikogo by nie odstraszała. 

Ale z drugiej strony, skoro potrafi być taki to dlaczego tego nie wykorzysta, aby nie odstraszać ludzi i nie powodować, aby bliscy się go bali?

Nie rozumiem go i im dłużej o tym myślę to coraz bardziej mi się odechciewa.
***
Szedłem właśnie do Ikebukuro, a dokładniej do Rosyjskiego Sushi, aby zjeść obiad. Mogłem wprawdzie zamówić je sobie do domu, ale wolałem posiedzieć wśród ludzi i troszkę ich poobserwować. Najem się, a do tego przy tym zrelaksuję. 

Łącze przyjemne z pożytecznym ~.

Usiadłem przy stoliczku i złożyłem zamówienie Simonowi. Chociaż on i tak od samego początku wiedział co będę zamawiał. Uważam, że zamawianie czegoś innego jest bezsensowne skoro to ootoro jest najlepsze. Zawsze, gdy mają jakieś promocje to jestem pierwszym klientem. 

Zaśmiałem się cicho i włożyłem pierwszy kawałek tuńczyka do ust.

Chyba się trochę przeliczyłem, że spotkam tu więcej ludzi. To, że ja skończyłem dziś pracę o piętnastej nie znaczy, że każdy tak skończył. Więcej w barze było uczniów niż dorosłych osób, ale mojej trójki z Rairy tu nie dostrzegłem. Może to i lepiej? Po co mi jakieś niemiłe spojrzenia Masaomiego czy Anri-chan ~.

Ponownie się zaśmiałem na samą myśl o tym i zabrałem się już za jedzenie. 

Po zjedzeniu swojego obiadu pieniądze zostawiłem na stoliku i wyszedłem z baru. Miałem zamiar wrócić do Shinjuku, ale coś mnie tknęło i poszedłem do pracy Shizu-chana. Pewnie teraz tam idzie, aby oddać pieniądze, które odzyskał z Tomem i wróci do domu.

Usiadłem przed budynkiem, w którym mieści się ta cała firma i postanowiłem poczekać. Jako, że nie widziałem w pobliżu Shizu-chana byłem pewny, że jest właśnie w środku. Po piętnastu minutach utwierdziłem się, że miałem po prostu rację. 

- Ile razy Ci mówiłem, żebyś nie przychodził do Ikebukuro?

Typowe powitanie, które swoją drogą, także lubię ~
Chociaż tym razem było jakby z automatu. Zobaczył mnie - to tak powiedział.
Dodatkowo ten znużony głos.. Nuuudaa ~

- Nie przyszedłem do Ikebukuro, a do Ciebie, Shizu-chan – odparłem i podbiegłem do niego, gdy zaczął się kierować jak mniemam do domu. 

- Będziesz teraz przychodził po mnie pod pracę czy co? – wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów, a niedługo po tym już jednego miał w ustach. 

-  Tylko dzisiaj – uśmiechnąłem się i wsadziłem ręce do kieszeni kurtki. 

Shizuo chyba dzisiaj znów pił te swoje ziółka, bo jeszcze ani razu na mnie nie warknął. No, albo to ja jeszcze nie powiedziałem niczego co by go zirytowało. 

Nieważne.

Ważne jest to, że tak łatwo pogodził się z tym, że musi się ze mną męczyć dwa tygodnie, aby pomóc bratu. Szliśmy tak w ciszy, a przez ten czas Shizuo wypalił już dwa papierosy. Nie wiedziałem czy to dlatego, że ja jestem obok czy może pali więcej odkąd Kasuka jest w szpitalu. Zorientowałem się też niedługo, że wcale nie idziemy do jego domu. Ani do szpitala.

- Gdzie idziemy? – zapytałem, nie chcąc już żyć w tej niepewności. 

Zerknął na mnie zza okularów, ale tylko na moment, bo zaraz odwrócił wzrok.

- Czy to ważne? Dla Ciebie chyba liczy się tylko to, żebyśmy jakkolwiek rozmawiali, nie? Chociaż nadal uważam, że to totalna głupota, ale takiego świra chyba nie warto starać się zrozumieć. 

Uniosłem jedną brew do góry i nie mogąc się powstrzymać zacząłem się śmiać. 

- Z czego Ty się śmiejesz? – westchnął załamany moim zachowaniem, a ja powoli się uspokajałem.

- Powiedzenie przez Ciebie tak w miarę sensownego i składnego zdania trochę mnie rozśmieszyło. Nie zawsze się do zdarza. 

Żyłka zapulsowała. 

- To był komplement, Shizu-chan. 

- Nie jestem tego pewien.. – warknął pod nosem.

Zaśmiałem się ponownie, a chwilę po tym już wiedziałem gdzie jesteśmy. Park to chyba jedno z takich miejsc, gdzie człowiek może się trochę wyciszyć, odpocząć, jeśli nie może tego zrobić w domu.
Kiedy Shizuo usiadł i kończył spalać swojego już trzeciego papierosa ja oparłem się plecami o oparcie ławki za nim.

- Czemu nie poszedłeś do domu?

- Po co?

Uniosłem jedną brew do góry i zerknąłem na niego. Miałem już coś powiedzieć, ale Shizuo chyba zdecydował się poprawić tą swoją dosyć idiotyczną odpowiedź.

- Nie poszedłem do domu, bo są tam rodzice – mruknął cicho – Chyba Ci wczoraj mówiłem, że przyjechali. 

- Mówiłeś, ale nie myślałem, że będziesz ich unikał jak jakieś dziecko – zaśmiałem się.

- Kleszczu.. 

Przestałem się śmiać i spojrzał na niego oczekując, że zaraz coś powie, ale się jednak się troszkę przeliczyłem. Widać, że coś go męczy, ale po prostu nie chce powiedzieć co\. A raczej to MI nie chce powiedzieć co się dzieje. 

- Wiesz.. Jak mi się wyżalisz to mogę Ci dać jakąś pożyteczną radę ~

- Nie mam Ci się z czego żalić.

- Masz.

- No to nie chce.

- Chcesz, ale boisz się, że to wykorzystam.

- Sam sobie odpowiedziałeś na pytanie.

- No, ale ja tego nie wykorzystam ~ To co chce się dowiedzieć to tylko sam mogę się tego dowiedzieć, a inne Twoje problemy mnie nie obchodzą. Boli mnie tylko serduszko widząc Cię takiego przybitego ~.

Shizuo wstał i odwrócił się w moją stronę, a ja zrobiłem dokładnie to samo. Wyciągnął w moją stronę rękę i już spodziewałem, że zacznie mnie podduszać, ale zamiast tego on najnormalniej w świecie pstryknął mnie w czoło. 

- Zamknij się już. Jak będę chciał Ci coś powiedzieć to to zrobię i tyle – usiadł z powrotem na ławce, a ja tym razem przysiadłem się koło niego. 

Shizuo wyciągnął  od naszego spotkania już czwartego papierosa. 

- Nie palisz za dużo? – mruknąłem patrząc się, gdy go podpala. 

- Możliwe. Paczka mi starczała na więcej niż dzień – wzruszył ramionami i wypuścił z ust obłoczek dymu.

Zacząłem się w niego wpatrywać, aż w końcu zniknął. Skrzywiłem się. 

- Umiesz robić kółeczka?

Spojrzał na mnie zaskoczony, że zadałem takie, a nie inne pytanie i kątem oka mogłem dostrzec, że przez moment się nawet uśmiechnął. Nie odzywając się, tym razem wypuścił dym właśnie w kształcie kółeczka.

Od razu się uśmiechnął, a zaraz po tym usłyszałem śmiech.

- Jesteś jak dziecko – skwitował i wypuścił kolejnego kółeczko. 

- Jeszcze tak niedawno nazwałeś mnie świrem. 

- Bo też nim jesteś – wzruszył ramionami. 

Tym razem to ja się zaśmiałem. 

Czuję, że Shizuo powoli się do mnie w jakiś tam sposób przekonuję. Nadal się denerwuję na mój widok, ale mniej. Ja jestem bardziej ‘milszy’ co też sprawia, że blondyn już nie chce mi tak przywalić. W pewnym sensie to też zasługa ziółek, ale niedługo i bez nich Shizuo powinien być przy mnie spokojny.
Teraz jego priorytetem jest zrobić wszystko, aby wytrzymać te dwa tygodnie, aby pomóc bratu. Ja wierzę, że w ciągu tych dwóch tygodni nie tylko bardziej poznam jego uczucia, przekonam go do siebie, a dodatkowo wyrównam nasze siły, a nawet może sam go przerosnę. 

Chciałbym, aby Shizuo był mi podporządkowany. 

~~
Niby miałam dodać w weekend, ale skoro jutro wolne to dodaje właśnie dziś.

niedziela, 11 października 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 4

Rozdział 4

Minęła godzina, ja prawie usypiałem na tej kanapie, a Shizuo w dalszym ciągu nie było. Spróbowałbym to zrozumieć, jakby jeszcze zadzwonił, ale nie. Zero, kompletnie żadnego znaku życia. Jakby sobie to wszystko lekceważył, a wie, że w moich rękach spoczywa to czy jego kochany braciszek z tego wyjdzie. 

Zwlekłem się w końcu z kanapy nie chcąc na niej usnąć i zaniosłem miskę do zlewu. Namie jutro umyje. Zacząłem kierować się w stronę schodów, ale zatrzymał mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Szczerze mówiąc to już nawet nie wiedziałem czy to on czy po prostu jakiś klient czy po prostu ktoś przyszedł mi wpierdolić czy pogrozić. Otworzyłem drzwi i delikatna zmarszczka pojawiła się pomiędzy moimi brwiami. 

- A Tobie co się stało? Nie mówię o tym, że spóźniłeś się czterdzieści pięć minut, pierwotniaku. 

Shizuo posłał mi piorunujące spojrzenie i cały poszarpany wszedł do mojego mieszkania, kulturalnie przy tym zdejmując buty. Przez chwilę tak stał i rozglądał się po całym pomieszczeniu, a ja z założonymi rękoma stałem za nim.

- Chyba nie przyszedłeś zwiedzać? – zadrwiłem, a ten od razu odwrócił się w moją stronę.

- Nie denerwuj mnie pasożycie! – warknął i zacisnął dłoń w pięść – Masz wodę utlenioną czy coś takiego… - chyba bolały go te rany. Tak, jakby ktoś zadał mu rany scyzorykiem, albo po prostu nożem.

- Mam.

- Gdzie?

- Nie powiem.

Uśmiechnąłem się kpiąco, a jego żyłka ponownie zaczęła pulsować. Nie mogłem się na nią napatrzeć.

No co? Kochałem jak pulsuje z mojego powodu ~

- Zaraz Ci rozpierdole to całe mieszkanie! – warknął najgłośniej jak chyba potrafił. Cały budynek go chyba usłyszał.

Żartowałem – podniosłem ręce w obronnym geście i poszedłem do łazienki. Zabrałem z niej tą jego upragnioną wodę utlenioną i bandaże. Pewnie też mu się przyda. Wróciłem ze wszystkim na dół, a Shizuo nawet nie ruszył się z miejsca. Stał jak stał, ale jak widać trochę się uspokoił. 

- Nie pijesz chyba już melisek, co nie, Shizu-chan? – uśmiechnąłem się delikatnie i skinąłem głową w stronę kanapy, aby na niej usiadł. 

- Już bądź cicho, chociaż ty…. 

Kiwnąłem odruchowo głową i usiadłem z nim na kanapie. To co przyniosłem położyłem na stoliczku i odwróciłem się w jego głowę, aby zacząć mu się przyglądać. Zdjął z siebie muszkę, kamizelkę, a zaraz zaczął rozpinać też koszulę. Zorientował się w końcu, że bezczelnie skacze po nim wzrokiem.

- Już nie masz na co patrzeć?

- Nie.

- Jesteś pojebany, naprawdę.

- To Ty się rozbierasz w moim domu – wzruszyłem ramionami.

- A jak niby mam to opatrzyć!? – warknął zirytowany tym wszystkim. 

Raczej to wszystko co zdjął i tak pójdzie do kosza. Jedynie spodnie co ocalały. 

Spojrzałem na jego plecy, na których też miał rany, a bardziej siniaki niż rany. Odwróciłem w końcu od niego wzrok, gdy Shizuo zaczął oczyszczać rany, aż w końcu coś mi się przypomniało. 

- Kto u Ciebie był w domu?

No tak. Typowa reakcja – cisza. 

Sięgnąłem niechętnie po wodę utlenioną i gaziki, po czym usiadłem na kolanach na kanapie. Shizuo w ogóle na mnie nie patrzył, a zrobił to dopiero, gdy zacząłem oczyszczać jego plecy. Nie wiem co mnie podkusiło, aby chociaż przez gazę dotykać tego pierwotniaka. 

- Zabieraj te łapy – odsunął się ode mnie, a ja zmarszczyłem brwi. 

- Ciekawe jak w takich miejscach sam się opatrzysz – prychnął i ponownie się do niego przybliżyłem, aby zacząć oczyszczać rany. 

- POWIEDZIAŁEM.ŻEBYŚ.MNIE.NIE.DOTYKAŁ – wysyczał przez zaciśnięte zęby i mnie od siebie odepchnął. Tak odepchnął, że wylądowałem na podłodze.

Wstałem i przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. 

- Byłem chyba głupi myśląc, że z takim pierwotniakiem można normalnie porozmawiać. Nawet na jedno proste pytanie nie potrafisz odpowiedzieć. Nic tylko się burzysz, a jak ktoś chce Ci podać pomocną dłoń to od razu ją odtrącasz. Nie dziwie się, że przez całe życie jesteś sam. Kto by chciał z kimś takim w ogóle przebywać.

Wkurzył mnie, ale i tak wszystko powiedziałem spokojnie utrzymując mój ton tak, aby wyczuć w nim wyższość. Nie mogłem mu pokazać, że ktoś taki jest w stanie mnie z prowokować. Odwróciłem się, aby stąd wyjść, ale poczułem uścisk na swoim nadgarstku.
- Rodzice przyjechali..

Ruszyło go to co mu powiedziałem? 

Uśmiechnął się niezauważalnie pod nosem i usiadłem z powrotem na kanapę. 

- Powiedzieli, że zostaną u mnie, dopóki Kasuka się nie obudzi. Zaczęli mieć do mnie pretensje o to co się stało. Że niby nic nie zrobiłem.. Nie wiem czy mówili to ze złości czy nie..

Czyli te krzyki to prawdopodobnie jego rodzice, a raczej na pewno. I dlatego był taki spięty przez telefon. Bez słowa sięgnąłem po gazę i wodę utlenioną i wznowiłem oczyszczanie jego pleców. Shizuo się nie odsunął i na razie nic nie robił. Patrzył się prosto przed siebie i chyba nad czymś rozmyślał, albo po prostu miał pustkę w głowie.

Pewnie to drugie. 

- A ty? Czujesz się winny? – mruknąłem cicho. Chłopak zamrugał kilkakrotnie jakbym swoimi słowami przywrócił go na ziemię, po czym wzruszył delikatnie ramionami. 

- W pewnym sensie chyba tak.. – uśmiechnął się słabo.

- Dlaczego?

- Jak to dlaczego? Jestem jego bratem.. – mruknął i przez chwilę mi się przyglądał. 

- Bierzesz na siebie odpowiedzialność, pomimo, że jak to się stało Ty byłeś w pracy i nie miałeś na to wpływu? 

Nie odpowiedział. 

Shizuo jest taki.. nie wiem jak to nawet ująć. Odpowiedzialność to chyba złe słowo w tym wypadku.  Bierze na siebie całą odpowiedzialność, bo co? Bo uważa, że skoro posiada taką siłę to powinien bronić każdą bliską mu osobę? To tak nie działa, Shizu-chan. 

Sięgnąłem po świeżą gazę, którą położyłem na najgorszej ranie na plecach i zacząłem go obandażowywać, bo z tego co zauważyłem klatkę piersiową, także sobie opatrzył i również przytrzymał gazę w najgorszym miejscu. Obydwoje się teraz nie odzywaliśmy, ale mi jakoś szczególnie ta cisza nie przeszkadzał i tak samo miał chyba Shizuo. Kiedy skończyłem go obandażowywać wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni, aby wstawić wodę na herbatę. Nie chcąc go zostawiać samego od razu, gdy to zrobiłem wróciłem do niego. 

- Chcesz jakąś bluzkę? – zmarszczyłem delikatnie brwi. Nie wiem co mnie podkusiło, że mu coś takiego zaproponować.

Blondyn spojrzał na mnie trochę zdziwiony i z lekką zmarszczką pomiędzy brwiami. 

- Nie chce Twoich zapchlonych ubrań – burknął i sięgnął po koszulę, którą przewiesił wcześniej przez oparcie kanapy. 

- Chciałem być miły – wzruszyłem ramionami i oparłem się o oparcie kanapy. 

- Ta, dzięki.. – mruknął niezrozumiale pod nosem, a ja się cicho zaśmiałem. 

Ciszę, która ponownie zapadła przerwał gwizdek czajnika. Od razu się podniosłem i zrobiłem nam obu herbaty, z którymi po raz kolejny wróciłem do salonu. Położyłem je na stoliczku i sięgnąłem po swój kubek.

- Czyli.. Przez dwa tygodnie rodzice będą u Ciebie mieszkać? – zmarszczyłem czoło i spojrzałem na niego.

- Chyba.. – mruknął i jak widać wahając się czy w ogóle po tą herbatę sięgnąć. Bądź co bądź to przecież mogłem mu coś tam wsypać.

- Nie mogą wynająć sobie pokoju w hotelu? Twoje mieszkanie jest przystosowane do góra dwóch osób.

- Co Cię to tak interesuję? – spojrzał na mnie nie rozumiejąc do czego zmierzam. 

- Nie mam zamiaru do Ciebie przychodzić, gdy Twoi rodzice tam będą. Mam rozumieć, że Ty zawsze będziesz chętny, żeby przychodzić do  Shinjuku?

Skrzywił się. 

- No właśnie – westchnąłem i odłożyłem kubek. 

Shizuo patrzył się przez chwilę jeszcze na swój kubek, aż w końcu wzrok przeniósł na mnie.

- Teraz rozmawiamy, co nie?

- No tak – przyznałem mu rację trochę rozbawiony jego pytaniem. 

- I Tobie coś to daję? W sensie ta rozmowa?

Zaśmiałem się w duchu.

- Tak, Shizu-chan. Z każdą chwilą coraz więcej – odparłem uśmiechając się delikatnie. 

Blondyn znów zamilkł jakby się teraz nad czymś zastanawiając. Miałem się już odezwać, aby przerwać tę ciszę, ale mnie uprzedził.
- I w pewien sposób to będzie wykorzystane przeciwko mi?

Tego się akurat nie spodziewałem i trochę nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale po co mam oszukiwać?

- Mam nadzieje, że tak – kiwnąłem głową cały czas się uśmiechając. 

Shizuo westchnął i oparł się o oparcie kanapy odchylając głowę do tyłu.

- Jeżeli nie pomożesz Kasuce, uwierz, że rozpierdole Ciebie jak i całe to Twoje zapchlone mieszkanie. 

Zaśmiałem się.

- Wierze, Shizu-chan.

~~~
Przepraszam, że dodaję po takim upływie czasu, ale nie sądziłam, że ktoś to czyta. XD
Za tydzień dodam kolejny rozdział.