Rozdział 4
Minęła godzina, ja prawie
usypiałem na tej kanapie, a Shizuo w dalszym ciągu nie było. Spróbowałbym to
zrozumieć, jakby jeszcze zadzwonił, ale nie. Zero, kompletnie żadnego znaku
życia. Jakby sobie to wszystko lekceważył, a wie, że w moich rękach spoczywa to
czy jego kochany braciszek z tego wyjdzie.
Zwlekłem się w końcu z kanapy nie
chcąc na niej usnąć i zaniosłem miskę do zlewu. Namie jutro umyje. Zacząłem
kierować się w stronę schodów, ale zatrzymał mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
Szczerze mówiąc to już nawet nie wiedziałem czy to on czy po prostu jakiś
klient czy po prostu ktoś przyszedł mi wpierdolić czy pogrozić. Otworzyłem drzwi
i delikatna zmarszczka pojawiła się pomiędzy moimi brwiami.
- A Tobie co się stało? Nie mówię
o tym, że spóźniłeś się czterdzieści pięć minut, pierwotniaku.
Shizuo posłał mi piorunujące
spojrzenie i cały poszarpany wszedł do mojego mieszkania, kulturalnie przy tym
zdejmując buty. Przez chwilę tak stał i rozglądał się po całym pomieszczeniu, a
ja z założonymi rękoma stałem za nim.
- Chyba nie przyszedłeś zwiedzać?
– zadrwiłem, a ten od razu odwrócił się w moją stronę.
- Nie denerwuj mnie pasożycie! –
warknął i zacisnął dłoń w pięść – Masz wodę utlenioną czy coś takiego… - chyba
bolały go te rany. Tak, jakby ktoś zadał mu rany scyzorykiem, albo po prostu
nożem.
- Mam.
- Gdzie?
- Nie powiem.
Uśmiechnąłem się kpiąco, a jego
żyłka ponownie zaczęła pulsować. Nie mogłem się na nią napatrzeć.
No co? Kochałem jak pulsuje z
mojego powodu ~
- Zaraz Ci rozpierdole to całe
mieszkanie! – warknął najgłośniej jak chyba potrafił. Cały budynek go chyba
usłyszał.
Żartowałem – podniosłem ręce w
obronnym geście i poszedłem do łazienki. Zabrałem z niej tą jego upragnioną
wodę utlenioną i bandaże. Pewnie też mu się przyda. Wróciłem ze wszystkim na dół,
a Shizuo nawet nie ruszył się z miejsca. Stał jak stał, ale jak widać trochę
się uspokoił.
- Nie pijesz chyba już melisek,
co nie, Shizu-chan? – uśmiechnąłem się delikatnie i skinąłem głową w stronę
kanapy, aby na niej usiadł.
- Już bądź cicho, chociaż ty….
Kiwnąłem odruchowo głową i
usiadłem z nim na kanapie. To co przyniosłem położyłem na stoliczku i
odwróciłem się w jego głowę, aby zacząć mu się przyglądać. Zdjął z siebie
muszkę, kamizelkę, a zaraz zaczął rozpinać też koszulę. Zorientował się w końcu,
że bezczelnie skacze po nim wzrokiem.
- Już nie masz na co patrzeć?
- Nie.
- Jesteś pojebany, naprawdę.
- To Ty się rozbierasz w moim
domu – wzruszyłem ramionami.
- A jak niby mam to opatrzyć!? –
warknął zirytowany tym wszystkim.
Raczej to wszystko co zdjął i tak
pójdzie do kosza. Jedynie spodnie co ocalały.
Spojrzałem na jego plecy, na
których też miał rany, a bardziej siniaki niż rany. Odwróciłem w końcu od niego
wzrok, gdy Shizuo zaczął oczyszczać rany, aż w końcu coś mi się przypomniało.
- Kto u Ciebie był w domu?
No tak. Typowa reakcja – cisza.
Sięgnąłem niechętnie po wodę
utlenioną i gaziki, po czym usiadłem na kolanach na kanapie. Shizuo w ogóle na
mnie nie patrzył, a zrobił to dopiero,
gdy zacząłem oczyszczać jego plecy. Nie wiem co mnie podkusiło, aby chociaż
przez gazę dotykać tego pierwotniaka.
- Zabieraj te łapy – odsunął się
ode mnie, a ja zmarszczyłem brwi.
- Ciekawe jak w takich miejscach
sam się opatrzysz – prychnął i ponownie się do niego przybliżyłem, aby zacząć
oczyszczać rany.
-
POWIEDZIAŁEM.ŻEBYŚ.MNIE.NIE.DOTYKAŁ – wysyczał przez zaciśnięte zęby i mnie od
siebie odepchnął. Tak odepchnął, że wylądowałem na podłodze.
Wstałem i przez chwilę
mierzyliśmy się spojrzeniami.
- Byłem chyba głupi myśląc, że z
takim pierwotniakiem można normalnie porozmawiać. Nawet na jedno proste pytanie
nie potrafisz odpowiedzieć. Nic tylko się burzysz, a jak ktoś chce Ci podać
pomocną dłoń to od razu ją odtrącasz. Nie dziwie się, że przez całe życie
jesteś sam. Kto by chciał z kimś takim w ogóle przebywać.
Wkurzył mnie, ale i tak wszystko
powiedziałem spokojnie utrzymując mój ton tak, aby wyczuć w nim wyższość. Nie
mogłem mu pokazać, że ktoś taki jest w stanie mnie z prowokować. Odwróciłem
się, aby stąd wyjść, ale poczułem uścisk na swoim nadgarstku.
- Rodzice przyjechali..
Ruszyło go to co mu powiedziałem?
Uśmiechnął się niezauważalnie pod
nosem i usiadłem z powrotem na kanapę.
- Powiedzieli, że zostaną u mnie,
dopóki Kasuka się nie obudzi. Zaczęli mieć do mnie pretensje o to co się stało.
Że niby nic nie zrobiłem.. Nie wiem czy mówili to ze złości czy nie..
Czyli te krzyki to prawdopodobnie
jego rodzice, a raczej na pewno. I dlatego był taki spięty przez telefon. Bez
słowa sięgnąłem po gazę i wodę utlenioną i wznowiłem oczyszczanie jego pleców. Shizuo
się nie odsunął i na razie nic nie robił. Patrzył się prosto przed siebie i
chyba nad czymś rozmyślał, albo po prostu miał pustkę w głowie.
Pewnie to drugie.
- A ty? Czujesz się winny? –
mruknąłem cicho. Chłopak zamrugał kilkakrotnie jakbym swoimi słowami przywrócił
go na ziemię, po czym wzruszył delikatnie ramionami.
- W pewnym sensie chyba tak.. –
uśmiechnął się słabo.
- Dlaczego?
- Jak to dlaczego? Jestem jego
bratem.. – mruknął i przez chwilę mi się przyglądał.
- Bierzesz na siebie
odpowiedzialność, pomimo, że jak to się stało Ty byłeś w pracy i nie miałeś na
to wpływu?
Nie odpowiedział.
Shizuo jest taki.. nie wiem jak
to nawet ująć. Odpowiedzialność to chyba złe słowo w tym wypadku. Bierze na siebie całą odpowiedzialność, bo
co? Bo uważa, że skoro posiada taką siłę to powinien bronić każdą bliską mu
osobę? To tak nie działa, Shizu-chan.
Sięgnąłem po świeżą gazę, którą
położyłem na najgorszej ranie na plecach i zacząłem go obandażowywać, bo z
tego co zauważyłem klatkę piersiową, także sobie opatrzył i również przytrzymał
gazę w najgorszym miejscu. Obydwoje się teraz nie odzywaliśmy, ale mi jakoś
szczególnie ta cisza nie przeszkadzał i tak samo miał chyba Shizuo. Kiedy
skończyłem go obandażowywać wstałem z kanapy i poszedłem do kuchni, aby wstawić
wodę na herbatę. Nie chcąc go zostawiać samego od razu, gdy to zrobiłem wróciłem do
niego.
- Chcesz jakąś bluzkę? –
zmarszczyłem delikatnie brwi. Nie wiem co mnie podkusiło, że mu coś takiego
zaproponować.
Blondyn spojrzał na mnie trochę
zdziwiony i z lekką zmarszczką pomiędzy brwiami.
- Nie chce Twoich zapchlonych
ubrań – burknął i sięgnął po koszulę, którą przewiesił wcześniej przez oparcie
kanapy.
- Chciałem być miły – wzruszyłem
ramionami i oparłem się o oparcie kanapy.
- Ta, dzięki.. – mruknął
niezrozumiale pod nosem, a ja się cicho zaśmiałem.
Ciszę, która ponownie zapadła
przerwał gwizdek czajnika. Od razu się podniosłem i zrobiłem nam obu herbaty, z
którymi po raz kolejny wróciłem do salonu. Położyłem je na stoliczku i
sięgnąłem po swój kubek.
- Czyli.. Przez dwa tygodnie
rodzice będą u Ciebie mieszkać? – zmarszczyłem czoło i spojrzałem na niego.
- Chyba.. – mruknął i jak widać
wahając się czy w ogóle po tą herbatę sięgnąć. Bądź co bądź to przecież mogłem
mu coś tam wsypać.
- Nie mogą wynająć sobie pokoju w
hotelu? Twoje mieszkanie jest przystosowane do góra dwóch osób.
- Co Cię to tak interesuję? –
spojrzał na mnie nie rozumiejąc do czego zmierzam.
- Nie mam zamiaru do Ciebie
przychodzić, gdy Twoi rodzice tam będą. Mam rozumieć, że Ty zawsze będziesz
chętny, żeby przychodzić do Shinjuku?
Skrzywił się.
- No właśnie – westchnąłem i
odłożyłem kubek.
Shizuo patrzył się przez chwilę
jeszcze na swój kubek, aż w końcu wzrok przeniósł na mnie.
- Teraz rozmawiamy, co nie?
- No tak – przyznałem mu rację
trochę rozbawiony jego pytaniem.
- I Tobie coś to daję? W sensie
ta rozmowa?
Zaśmiałem się w duchu.
- Tak, Shizu-chan. Z każdą chwilą
coraz więcej – odparłem uśmiechając się delikatnie.
Blondyn znów zamilkł jakby się
teraz nad czymś zastanawiając. Miałem się już odezwać, aby przerwać tę ciszę,
ale mnie uprzedził.
- I w pewien sposób to będzie
wykorzystane przeciwko mi?
Tego się akurat nie spodziewałem
i trochę nie wiedziałem co odpowiedzieć, ale po co mam oszukiwać?
- Mam nadzieje, że tak – kiwnąłem
głową cały czas się uśmiechając.
Shizuo westchnął i oparł się o
oparcie kanapy odchylając głowę do tyłu.
- Jeżeli nie pomożesz Kasuce,
uwierz, że rozpierdole Ciebie jak i całe to Twoje zapchlone mieszkanie.
Zaśmiałem się.
- Wierze, Shizu-chan.
~~~
Przepraszam, że dodaję po takim upływie czasu, ale nie sądziłam, że ktoś to czyta. XD
Za tydzień dodam kolejny rozdział.
~~~
Przepraszam, że dodaję po takim upływie czasu, ale nie sądziłam, że ktoś to czyta. XD
Za tydzień dodam kolejny rozdział.
Czyta czyta~ i bardzo się podoba~ Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;3
OdpowiedzUsuńUsypianie na kanapie i cały wstępik bardzo gładko wprowadził mnie w nasrój i za nic nie wiem jak to zrobiłaś *.* To było świetne. Następnie : "- A Tobie co się stało? Nie mówię o tym, że spóźniłeś się czterdzieści pięć minut, pierwotniaku.
OdpowiedzUsuńShizuo posłał mi piorunujące spojrzenie i cały poszarpany wszedł do mojego mieszkania, kulturalnie przy tym zdejmując buty. Przez chwilę tak stał i rozglądał się po całym pomieszczeniu, a ja z założonymi rękoma stałem za nim.
- Chyba nie przyszedłeś zwiedzać? – zadrwiłem, a ten od razu odwrócił się w moją stronę."
Cały fragment GE NIAL NY !!! A w szczególności to "zwiedzanie" i słowo drwina. To oddało pieknie ich relacje i klimat jaki panował. Powiem ci, że ... kurcze Ajami-chan... szacun. I to już na początku. Czytałam naprawdę dużo opowiaqdań Shizayi. Nigdy za to nie komentowałam. Teraz do nich wracam, czytam ponownie i komentuje. Twoje opko czytam pierwszy raz i jestem naprawde mile zaskoczona... Wbijasz się u mnie na top ~^^~
Ahh i znowu "No co? Kochałem jak pulsuje z mojego powodu ~" . To mi się nie znudzi <3333 Plus ten ogoneczek na końcu ... taki Izayowaty... jak nutka ~
- Wierze, Shizu-chan" Te słowa na zakończenie podsumowały wszystko . Serio mistrzostwo ^^ Muszę powiedzieć, że długością to ten rozdział nie grzeszył ale to jest do przebaczenia. Masz u mnie fory, bo jakością wgniotłaś mnie w ziemie :D Czekam na nexta :3 Veny
Nawet nie wiesz jak mi miło, gdy przeczytałam Twoje komentarze :D Jednak teraz się trochę boję, że każdy kolejny chepter będzie gorszy i Cię zawiodę, a tego bym naprawdę nie chciała. :/
UsuńTo opowiadanie jest skończone jak wspominałam na początku i te rozdziały będą tak wyglądały, jeśli chodzi o długość, a jakoś na siłę nie chce też nic tam dodać i tak dalej. Wiesz pewnie o co mi chodzi.
W każdym razie dziękuje, że tutaj zaglądasz. To strasznie miłe i rady biorę sobie do serca. ~