niedziela, 3 kwietnia 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 12

Rozdział 12

- Shizu-chan, długo jeszcze? Głodny jestem.

Tym razem jestem u Shizuo i tak wyszło, że załapałem się nawet na kolację. Nie wiem co robi, ale czuję, że będzie to coś pysznego. Swoją drogę to pierwszy raz kiedy spróbuje kuchni Shizuo. Skoro teraz tak z otwartymi ramionami mnie wita mogę codziennie, no może nie codziennie, ale czasem przychodzić na jakieś obiadki. 

- Jak się nie zamkniesz to w ogóle nie dostaniesz! 

Uniosłem jedną brew do góry rozbawiony jego słowami i zacząłem wystukiwać o blat stołu jak i nucić znaną mi i Shizuo melodyjkę. Blondyn zerknął na mnie kątem i nawet przez chwilę widziałem jak się uśmiechnął. 

- Gdyby nie Kadota to już byś nie żył.

Uśmiechnąłem się delikatnie słysząc te słowa. 

- I tak za ostro zareagowałeś. 

- Nie wydaję mi się.

- A mi tak.

Zaśmiałem się, a Shizuo westchnął i tym razem też zdał sobie sprawę, że ze mną nie ma co się przekomarzać. 

To było w drugiej klasie. Na hali były odbywane próby do przedstawienia, które miało się odbyć za godzinę. Cała nasza czwórka, czyli Shinra, Kadota, Shizuo i ja braliśmy w nim nawet udział. Braliśmy tam udział wyłącznie za karę. Ja z Shizuo dostaliśmy tą karę za to, że zniszczyliśmy gablotkę z pucharami, a tamta dwójka dostała za to, że próbowała nas rozdzielić, ale to się chyba już dla dyrektora nie liczyło. Wziął ich, bo akurat brakowało mu jeszcze dwóch osób, aby przeczytać dwa-trzy zdania na kartkach. Jednak to nie za to Shizuo, aż tak się zdenerwował.

Kiedy ja skończyłem swoją część, a po mnie wchodził Dotachin stanąłem sobie grzecznie koło Shizu-chana, który momentalnie się spiął i starał się mnie ignorować. Norma. Ja jednak zaraz zniknąłem, a gdy wróciłem zaczynało się już oficjalnie przedstawienie. Kiedy Shizuo założył garnitur, w który każdy z nas miał się przebrać już ledwo wytrzymywał. Podmieniłem go na mniejszy, a w butach, które nie wiedząc o tym założył znajdowały się kocie wymiociny.

Patrzyłem na Shizuo z boku, szczerzyłem się do niego, a kiedy miał się na mnie rzucić przyszedł nauczyciel i powiedział, żebyśmy wrócili na halę. Smród, który swoje lokum miał w jego butach był wyczuwalny przez prawie każdego. Samo w sobie było to fenomenalne. 

Całość jednak udoskonalił dzieciak, który w trakcie, gdy Shizuo przemawiał już w fatalnym stanie pociągnął za sznurek, a na Shizuo wylała się czerwona farba. 

- Shizuo Heiwajima dostał okresu! – zaśmiałem, a Shizu postawił na stole kolację, którą tak przyrządzał. 

- Chcesz i teraz zginąć?! – warknął i odsunął z hukiem krzesło, aby usiąść do stołu. 

Wzruszyłem delikatnie ramionami. 

I właśnie w tamtym momencie, gdy farba spadła zaczęła grać ta melodia, a Shizuo nie mogąc dłużej wytrzymać rzucił się za mną. Gdyby nie interwencja Kadoty naprawdę bym zginął. 

- Byłeś przebrzydły – warknął już nieco ciszej. 

- Czyli już nie jestem? – zapytałem z nutką nadziei w głosie. 

Shizuo spojrzał na mnie z kpiną i zabrał się do jedzenia. Nie chcąc, aby ta ślicznie pachnąca kolacja się zmarnowała, także zabrałem się do jedzenia. Musiałem przyznać, ze Shizuo całkiem dobrze gotuje. W końcu mieszka sam, więc chcąc nie chcąc się nauczył. Na samym sushi zamówionym u Simona by nie przeżył, a na pewno na zdrowie by to mu nie wyszło.  

Zerknąłem kąta oka na chłopaka, ale ten uparcie jadł swoją kolację. 
No cóż nie będę mu przeszkadzał. 

Kiedy skończyłem jeść odsunąłem od siebie talerz i zacząłem bujać się na krześle. Shizuo skończył zaraz po mnie i od razu zabrał wszystko co znajdowało się na stole i zaczął zmywać. 

- Jesteś dzisiaj jakiś cichy – mruknąłem przyglądając się jego plecom. 

- Sam mi kiedyś powiedziałeś, że jestem małomówny.. 

- No tak, ale dziś wyjątkowo – wzruszyłem delikatnie ramionami. 

Zapanowała między nami jakaś taka dziwna cisza. Tak jakby, któreś z nas chciało pociągnąć jakiś temat, ale i tak siedziało cicho. Tak jakby ja czekałem na jego ruch, a Shizuo na mój i wyszło tak, że żadne z nas się nie odezwało. Siedziałem tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu bez słowa wstałem i poszedłem do łazienki, aby skorzystać z ubikacji. 

Umyłem ręce i wyszedłem z łazienki mając zamiar skierować się z powrotem do kuchni, ale zauważyłem, że Shizuo znajduję się już w innym pomieszczeniu. Leżał na łóżku stopami nadal dotykając podłogi i paląc papierosa. Zatrzymałem się na moment w framudze drzwi, aż w końcu podszedłem i usiadłem na łóżku.
Siedzieliśmy cicho, a Shizuo spalał w spokoju swojego faja.

- Dlaczego cały czas zwlekasz?

Od razu przeniosłem wzrok z okna na Shizuo, gdy tylko się odezwał. 

- Nie zwlekam. 

- Zwlekasz, Izaya – szepnął i przymknął oczy. 

- Dlaczego tak uważasz, że Ci pomogę przed czasem? Uważasz tak, bo co?

Shizuo otworzył czy i spojrzał na mnie ponownie znów tak spokojnie, że przeszły mnie ciarki. 

- Jesteś samotny, co?

Nie mogłem się powstrzymać i wybuchłem śmiechem. 

- Shizu-chan, wokół mam tysiące, miliardy ludzi, których kocham. Jak mogę być samotny?

Shizuo niewzruszony tym, że wybuchłem nadal beznamiętnie się na mnie patrzył. 

- Ale oni nie kochają Ciebie. To w ogóle można nazwać miłością? 

- Tak, Shizu-chan. Taka miłość wbrew pozorom jest najlepsza – uśmiechnąłem się delikatnie.

- Bo?

- Bo nikt nigdy Cię nie zawiedzie.

Chłopak spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi, więc postanowiłem mu to wyjaśnić.

- Nie kocham ludzi jako jednostki, ale jako całość, Shizu-chan. Jeśli jedna osoba mnie oszuka nie ubolewam nad tym, bo pozostaję mi ciągłe 7 miliardów ludzi, których mogę kochać. Pozostaję mi tak duże grono do darzenia go tym uczuciem, że śmierć czy inna przyczyna odejścia jakieś przypadkowej jednostki w ogóle mnie nie rusza, nie rani. Czy to nie wspaniałe, Shizu-chan?

Shizuo, gdy skończyłem mówić w końcu się podniósł, aby wyrzucić papierosa przez okno i tym razem usiadł obok mnie.

- W Tobie jest więcej samotności niż miłości do tych wszystkich ludzi na świecie. 

Otworzyłem szerzej oczy ze zdziwienia, ale zaraz głośno się zaśmiałem. 

- Mówi to osoba, której każdy się boi? Która przez całe życie jest odtrącana?

Shizuo miał rację i o tym wiedziałem. 

- Dlatego właśnie to dostrzegłem. – odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy.

- Jedyną samotną osobą w tym pokoju jesteś Ty.

- Izaya.. 

Parsknąłem.
 
- Co? Polubiłeś, gdy zapełniam Ci czas, gdy nie jestem denerwujący?

Szczerze to przecież ja też to polubiłem.. I dlatego też mnie poniosło w tej chwili. 
Blondyn odwrócił wzrok, a ja wstałem.

Nie rozumiem czemu tak ostro reaguję. Sam polubiłem to spędzanie czasu, ale swoich uczuć się przecież nadal wypieram, bo powoli rozumiem do czego one dążą. Powinienem wykorzystywać te Shizuo, ale wściekam się o to, że..

Właśnie dlaczego?

Przymknąłem oczy i wróciłem na łóżko, ale tym razem się położyłem. 

Poczułem, że materac obok mnie, także się ugina, więc otworzyłem oczy i spojrzałem na Shizu-chana, który leżał obok mnie, odwrócony w moją stronę. 

Odwróciłem się, także w jego stronę, a po chwili już moja dłoń znalazła się w jego włosach. 

- Pamiętasz, jak powiedziałem, że Cię chce?

Chłopak kiwnął głową.

- Nie żartowałem – zacząłem drapać go po głowie. 

- Wiem, ale nadal nie rozumiem o co Ci z tym chodziło.. –westchnął zrezygnowany. 

- Od zawsze wiedziałem, że jesteś wierny jak pies, ale chciałbym, abyś był moim osobistym pieskiem. 

Zaśmiałem się lekko, a Shizuo coś warknął. 

- Nadal Cię, jednak nie rozumiem..

- Bo jesteś głupi – skwitowałem, a gdy warknął po raz kolejny tym razem pociągnąłem go za karę za włosy. 

- Przestań!

Znów pociągnąłem. 

- Izaya! 

Kolejny raz.

Shizuo piorunował mnie wzrokiem, a ja nic sobie z tego nie robiłem. 

- Kara.

Blondyn zmarszczył brwi. 

- Nie jestem żadnym psem, żebyś musiał dawać mi kary.. – burknął, ale nie warknął.
Progress. 

- Czyli nagród też nie chcesz, tak? – uniosłem jedną brew do góry i rozluźniłem nieco uścisk dłoni na jego głowie. 

- Jaka nagroda… Co Ty wymyślasz.. – westchnął już naprawdę zmęczony moim tym całym gadaniem. 

Pomyślałem, że powinienem mu to chociaż trochę zrekompensować, więc powoli się do niego przybliżyłem i tym razem bez wahania objąłem jego usta moimi. Obejmowałem je przez krótką chwilę i nieco się od niego odsunąłem.

- Taka nagroda – uśmiechnąłem się lekko patrząc mu prosto w oczu, w których malowało się zmieszanie.
Shizuo patrzył na mnie z niemałym zdziwieniem, ale nie minęło nawet dużo czasu, aż on sam ponownie złączył nasze usta. 

Tym razem to on zaskoczył mnie.

~~
Pewnie wielkie zaskoczenie, ale tak wstawiłam rozdział szybciej niż ktokolwiek by się spodziewał!
Cieszę się z komentarzy, które przeczytałam i oczywiście zamierzam wstawić tutaj całe opowiadanie.
Liczy ono 15-16 rozdziałów (16 jest niedokończony i nie wiem czy jest on aktualny), więc powoli zbliżamy się ku końcowi.

Czy jeszcze będę coś pisać.. Sama nie wiem. Mam niby jeden rozdział ff Shizuo x Kanra, ale nie wiem czy byłoby nim zainteresowanie i czy mam do niego powrócić. Możecie się wypowiedzieć. :D Bardziej mnie tym zachęcicie, zmotywujecie.  :D