poniedziałek, 28 grudnia 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 8

Rozdział 8

Wszedłem do domku z lustrami jak na razie sam i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Uznałem, że byłoby to niesprawiedliwe, gdybym nie zorientował się gdzie i jak mogę się tutaj poruszać. Nie zajęło mi to jakoś wielce czasu i stanąłem w odpowiednim jak na start miejscu.

Wyjąłem telefon z kieszeni.

- Masz dziesięć minut! – krzyknąłem, aby usłyszał i ustawiłem budzik, aby za te dziesięć minut zadzwonił.

Uważam, że i tak dałem mu te pięć minut za dużo, ale dla kogoś kto nie umie zapiąć pasów te pięć minut mogą uratować mu życie. 

Zaśmiałem się na to wspomnienie, ale szybko zamilkłem, gdy ujrzałem Shizuo w jednym z luster. 

Wyglądał na zdeterminowanego, ale też jakby zadowolonego z tej całej ‘zabawy’. Jeśli mam być szczery to też mi się to podobało. Shizuo jak zwykle chce mnie złapać, ale tym razem ma ograniczony czas, a do tego zamiast mnie pobić na śmierć będzie chciał mi wepchnąć tabliczkę czekolady do ust.

Nie wiem czy mam się cieszyć, że jest między nami delikatna swoboda czy raczej się niepokoić.

Zmieniałem swoją pozycję, gdy tylko Shizuo zmienił swoją. Nie mogłem pozwolić, aby ten pierwotniak mnie złapał. I pomimo, że nie wiedziałem co chce jak wygram to i tak nie mogę pozwolić na przegraną. Co jak co, ale nie chce przegrać z kimś kto ma problem z zapięciem i rozpięciem pasów. 

Nie wiedziałem czemu, ale im dłużej sobie to wspominałem tym bardziej mnie to śmieszyło.

Shizu-chan jest czasem taki dziecinny i prosty.

Po pięciu minutach żałowałem, że dałem mu tyle czasu. Nie dlatego, że mi się nudziło, a dlatego, że było tu strasznie gorąco. Widziałem nawet jak Shizuo podwijał rękawy swojej koszuli i zdjął okulary. Musiałem przyznać, że wyglądał.. dobrze. 

Zmarszczyłem delikatnie brwi nie wiedząc czemu tak nawet pomyślałem i trochę przez swoją opóźnioną reakcję zmieniłem miejsce. Przez cały czas uważnie przyglądałem się chłopakowi i czekałem na jego ruch, na który odpowiadałem – przemieszczaniem się. 

Uśmiechnąłem się triumfalnie patrząc na zegarek i dokładnie sekundę przed tym, gdy zadzwonił budzik Shizuo złapał mnie za nadgarstek. Zastygłem w miejscu nie dlatego, że się przestraszyłem, a ze zdziwienia. Minimalnie się skrzywiłem i nadal stałem w bezruchu. Przegrałem z tym pierwotniakiem nawet w czymś takim. 

- Iiizaaayaaa-kun, zabawmy się ~

Otworzyłem szerzej oczy, gdy wyszeptał mi to niemal do ucha, a zaraz po tym zacisnął bardziej dłoń na moim nadgarstku. Po moim ciele przeszedł całkiem przyjemny dreszcz..

Miałem się  odwracać w jego stronę, ale ten zaczął już mnie ciągnąć w stronę wyjścia. Bez sprzeciwu szedłem za nim. W końcu to on jest zwycięzcą i na dobrą sprawę ma prawo zmienić swoją nagrodę, ale jak zauważyłem zaczął mnie ciągnąć ze stoiska ze słodyczami. Jak widać słodka kara za przegraną mnie nie minię.. 

Gdy doszliśmy na miejsce Shizuo mnie w końcu puścił i zacząłem przyglądać się temu co sprzedawczyni zapakowuje mu do torby.

Skrzywiłem się jeszcze bardziej.

Dwie czekolady, kilka żelków, jakieś cukierki, ciastka oblane czekoladą i jeszcze jedna czekolada.

Nie chcąc już patrzeć na te wszystkie rzeczy i odszedłem od niego rozglądając się wokół. Dostrzegłem nawet bliźniaczki, ale zaraz i tak mi gdzieś znikły. Dziwnie mi z tym, że jestem tutaj z Shizuo jakbyśmy byli zwykłymi kolegami. Dziwnie jest mi z tym, że co najgorsze mi się to podoba i nie chce, aby Shizu-chan szybko sobie poszedł. Dziwnie mi, że w ogóle mam w głowie takie rzeczy..

- Co wybierasz na początek? 

Shizuo po tych słowach sprowadził mnie na zimie i spojrzałem do torebki, którą mi podsunął.

- Nic – mruknąłem, a to bardziej zabrzmiało tak, jakbym nadal nie mógł pogodzić się z przegraną.

Zaśmiał się. 

- Nie sądziłem, że aż tak będziesz znosił przegraną – odparł jak można było usłyszeć rozbawiony – Taka menda jak Ty rzadko przegrywa, co? – zabrał torebkę i zaczął mi się przyglądać. 

- Bardziej męczy mnie to, że przegrałem z takim pierwotniakiem. 

Nie słysząc z jego strony żadnej odpowiedzi w końcu podniosłem głowę, którą nieco trzymałem w dole i jak tylko rozchyliłem usta wepchnął mi coś do nich. 

Skrzywiłem się czując w swoich ustach smak czekolady. 

- Nie wypluwaj – pomachał mi czekoladą przed nosem, a jedna kostka, którą miałem w buzi coraz bardziej się rozpuszczała. 

Shizuo jakby wyczuł, że chce odruchowo się cofnąć, więc szybko złapał mnie za rękę w nadgarstku i trochę do siebie przyciągnął. 

- Pokaż, że masz trochę honoru, Izaya- kun i nie uciekał – uśmiechnął się wrednie.

Tak, Shizuo po raz pierwszy posłał mi taki uśmiech co mnie zirytowało…

Połknąłem to co miałem w buzi. 

- Poszło Ci lepiej niż bym przypuszczał – sam zaraz włożył do swoich ust kolejną żelkę, a ja od niego odszedłem. Musiałem kupić sobie coś do picia. 

Widziałem kątem oka, że Shizuo za mną szedł i coś tam po drodze podjada, ale nie zwracałem na to uwagi. Podszedłem do jakiegoś stoiska i kupiłem sobie butelkę wody od razu upijając duży łyk. Większość osób by pomyślała, że jadłem coś bardziej ostrego niż słodkiego. 

- Masz pomysł, żebyśmy coś tu jeszcze porobili?

Wzruszył ramionami.

- Dom strachu? – mruknąłem niezbyt zachęcająco i nim Shizuo odpowiedział zadzwonił jego telefon.
Spojrzałem na niego i przysłuchiwałem się jego rozmowie, która jakoś do długich się nie zaliczała. 

- Muszę iść – odparł chowając telefon do kieszeni i mrużąc przy tym oczy. 

Skinąłem głową.

- To.. do jutra – mruknął i odszedł zostawiając mnie samego. 

Prychnąłem cicho i poszedłem usiąść na ławce.

Było mi chyba za fajnie, aby mogło to potrwać trochę dłużej.

***
Wróciłem do domu dosyć późną porą, bo jeszcze przez kilka godzin chodziłem po mieście i nie robiłem nawet nic nadzwyczajnego. Nikogo nie obserwowałem o niczym nie rozmyślałem i o niczym nie myślałem.. O ile Shizuo można nazwać ‘niczym’ 

Siedział mi ten pierwotniak w głowie i nawet nie widziałem dlaczego. Wszystkie moje myśli schodziły w jego stronę, a gdy kogoś zobaczyłem z blond czupryną to już całkowicie. Irytowało mnie to strasznie, ale jak bardzo bym się starał nie potrafiłem go wyrzucić z głowy.

A to podobno ja jestem kleszczem, którego trudno się pozbyć.
 
Wszedłem do sypialni i zmarszczyłem brwi widząc na swoim łóżku śpiące dziewczynki.

Wziąłem z sypialni ubrania na zmianę i poszedłem się wykąpać. Nie siedziałem tam jakoś długo, bo zaraz z powrotem byłem w sypialni, zabrałem stamtąd koc i jakąś poduszkę i z tym wszystkim poszedłem na dół do salonu. Rozłożyłem kanapę i tam zamierzałem spać. 

Wkurzyłem się, bo minęło z jakieś pół godziny, a ja nadal nie mogłem usnąć. Sięgnąłem po telefon, aby sprawdzić godzinę – 00;30.

- Pięknie.. 

Przekręciłem się na plecy i ostatecznie jeszcze raz chwyciłem za telefon.

- Nie będę się wydurniał.. – prychnąłem sam do siebie i zrezygnowałem z dzwonienia do tego pierwotniaka. 

Jak do niego zadzwonię to nie znaczy, że przestanie mi siedzieć w głowie przecież. 

Odetchnąłem cicho i przymknąłem oczy.

Jeszcze tydzień temu chciałem go zniszczyć po poznaniu jego słabości, a teraz po tym tygodniu, gdy poznałem go lepiej już tego nie chce. Zrozumiałem, że taka wygrana mnie nie satysfakcjonuje, więc co ja chce teraz osiągnąć?

Właśnie, co?

Czy moje ‘nienawidzę Cię’ od siedmiu lat było naprawdę bezpodstawne? Uroiłem sobie w mojej głowie, że chce go zabić, bo okazał się lepszy? Ustaliłem sobie to za cel, bo jeśli to zrobię to go pokonam? Czy może zrobiłem to z zupełnie innego powodu?

Przekręciłem się w stronę oparcia kanapy i naciągnąłem na siebie bardziej koc.

Robiłem to z zazdrości i przecież niedawno sobie to uświadomiłem.

Zazdrościłem mu tej siły, tego, że ma przy sobie tak bliskie osoby, które go w pełni akceptują.. Nie chciałem z nim przegrać i dlatego wybrałem go sobie jako wroga. Chciałem go w pewnym sensie przy sobie zatrzymać i też jak wcześniej do tego doszedłem zwrócić na siebie uwagę.

Czasem chyba jestem gorszym dzieckiem od niego.

***
W nocy udało mi się jakoś usnąć, ale po tym do czego doszedłem wtedy myśląc nie miałem jakoś na nic ochoty.

Aktualnie siedziałem przed biurkiem i pisałem z jakąś niedoszłą samobójczynią. Standardowo na początku odwlekałem ją od pomysłu jakim jest odebranie sobie życia, a ona standardowo nie dała się przekonać i powoli sam zacząłem bardziej się z nią utożsamiać, aby widziała we mnie wsparcie. 

Ludzie mają strasznie prosty mechanizm. 

Namie siedziała obok mnie i segregowała papiery i ciszę, która zapadła między nami od dłuższego czasu przerwał dzwonek jej telefonu.

Zerknąłem na nią kątem oka, a po zobaczeniu uśmiechu na jej twarzy wiedziałem kto dzwoni.
Już ją miałem wyśmiać za tak beznadziejną reakcję, ale..

Zrobiłem po chwili dokładnie to samo po zobaczeniu, że napisał Shizu-chan.

~~~~
Cześć. Nie umieszczałam nowej notki, bo czekałam, aż wypowiecie się na temat tego plagiatu. Cieszę się, że wiele osób chce, abym dokończyła wstawiać to co napisałam ^-^ A druga sprawa jest taka, że miałam problemy prywatne i to przez nie z większego powodu długo nic się tutaj nie pojawiło. Jednak powoli podnoszę się na nogi, więc kolejna notatka powinna się pojawić w najbliższy weekend.

sobota, 7 listopada 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 7

Rozdział 7

- Prosimy o zapięcie pasów. 

Nie wiem co gorsze jest w tej sytuacji. To, że właśnie będę jechał kolejką górską, pomimo, że mógłbym lepiej spożytkować ten czas czy to, że obok mnie siedzi Shizuo, który jak widać jeszcze nie potrafi zapiąć pasów. 

Rozmasowałem moją skroń i spojrzałem na faceta, który tym wszystkim steruję. 

- Możemy już jechać?

- Pański kolega musi się jeszcze zapiąć. 

Na całą kolejkę tylko Shizuo się nie zapiął i jeszcze przy tym warczał. 

- Nawet jak spadnie to przeżyje – wzruszyłem ramionami. – Jeźdźmy.

Mężczyzna pokręcił z politowaniem głową i widząc, że blondyn sobie naprawdę nie radzi w końcu do niego podszedł i go zapiął.

Jak dziecko.

Dzisiaj z samego rana przyjechały do mnie bliźniaczki, które obwieściły, że zostają u mnie na kilka dni. Szczerze mówiąc ich obecność by mi nie przeszkadzała, ale wiem jakie potrafią być hałaśliwe. Przez pół dnia marudziły mi, że chcą iść ze mną na obiad do Rosyjskiego Sushi – poszedłem. I właśnie po obiedzie się wszystko zaczęło.. 

Po wyjściu z baru napatoczył się Shizu-chan, do którego dziewczynki zaraz pobiegły pytając o Kasuke. Podobno niedługo w kinach ma pojawić się nowy film z jego udziałem i koniecznie chciały, aby Shizuo załatwił im bilety. Myślałem, że bliźniaczki nas zaraz zostawią i odbędziemy swoje spotkanie, ale nie wiedząc jakim cudem znaleźliśmy się w wesołym miasteczku. A teraz w wagonie, który zaczął powoli jechać do góry.

Zerknąłem na Shizuo, który zrobił to w tym samym momencie, ale on od razu odwrócił wzrok.

Jutro mija tydzień odkąd zaczęliśmy się z Shizuo ‘spotykać’ jak i mija również tydzień, odkąd Kasuka jest w szpitalu. Shizuo, ale również ja przyzwyczailiśmy się do swojej obecności i nawet blondyn chętniej rozmawia na wszelakie tematy. Tak jakby trochę się otworzył, gdy widzi, że nie zamierzam żadnego jego słowa czy czynu wykorzystać.

 Trochę moje plany wobec niego przez ten czas się zmieniły.

Miałem wyłapać jego słabości i go nimi później zmiażdżyć, ale to by było słabe. 

Doszedłem też do wniosku, że chyba nie chce tego robić.

Z każdym kolejnym dniem poznawałem Shizuo jeszcze bardziej. Od innej strony i w końcu zrozumiałem, a raczej utwierdziłem się w tym, że wszystko co robiłem przez te lata było spowodowane moją zazdrością. Niedocenieniem mnie z jego strony. Czuję się z tym fatalnie, mogłem te moje myśli olać i okłamać siebie, że tak nie jest, ale po co mi to?

Myślałem też o zerwaniu tej całej umowy i sprowadzeniu tego lekarza, ale chciałem jeszcze ten ostatni tydzień wykorzystać. Sam nie wiem jak, po co, ale wiedziałem, że nie chce tego kończyć i tyle.

Spojrzałem na niego jeszcze raz i nie rozumiałem czemu Shizuo zamknął oczy.

Ah i wszystko jasne – kolejka zaczęła zjeżdżać w dół z niesamowitą prędkość.

Sam zrobiłem to samo, aby wiatr nie wiał mi w oczy. Cały wagon zaczął krzyczeć oprócz naszej dwójki i oczywiście Kururi, która siedziała przed nami z Mairu.

Chciałem już z tego wysiąść, bo pomimo, że się nie bałem to zaczynało mi się robić niedobrze.

Gdybym wiedział na pewno nie jadłbym tuńczyka. 

Gdy kolejka się zatrzymała dopiero otworzyłem oczy i wziąłem kilka głębszych wdechów – nie chciałem wymiotować. Spojrzałem na bliźniaczki, które już dawno nie siedziały w swoich miejscach i zaczęły się nawet gdzieś oddalać. Ja jeszcze przez chwilę walczyłem z odruchem wymiotnym i przypomniało mi się, że koło mnie siedzi Shizu-chan.

Uśmiechnąłem się delikatnie, a zaraz wręcz złośliwie.

- Głupszego od Ciebie to jeszcze nie widziałem, a dużo osób wiedziałem.

- Zamknij się! – warknął wkurwiony moim komentarzem, ale chyba bardziej przez to, że znów nie może uporać się z tym paskiem. 

Pokręciłem rozbawiony głową, rozpiąłem się i przysunąłem do niego, aby mu pomóc.

- Dzięki – burknął cicho, a ja jedynie się uśmiechnąłem.

Obydwoje wyszliśmy z tego okrutnego wagonu i zaraz po tym obydwoje stanęliśmy na środku placu. 

- Co robimy? – zapytałem marszcząc brwi i spojrzałem na Shizuo, który wgapiał się w stoisko ze słodyczami. – Idź.

- Co? – spojrzał na mnie nie rozumiejąc o co mi chodzi. 

- No kup sobie coś – mruknąłem i zaraz usiadłem na pobliską ławkę.

Shizuo jeszcze przez chwilę mi się przyglądał, aż w końcu poszedł sobie coś kupić.

Czekałem na niego obserwując ludzi i szczerze mówiąc trochę się nudząc. Niby są w wesołym miasteczku, ale jakie atrakcje mogą tu być dla dorosłych mężczyzn? Zerknął w stronę stoiska, do którego poszedł Shizuo.

Teraz on będzie kupował.

Odetchnąłem cicho i odwróciłem wzrok, aby znów patrzeć się przed siebie. Nie musiałem długo czekać, bo zaraz Shizuo usiadł koło mnie. 

- Zjesz to wszystko?

Kupił sobie watę cukrową, jakieś żelki, a do tego czekoladę. Chyba nie jadł obiadu, albo po prostu miał na to ochotę.

Spojrzał na mnie, a to na jedzenie i przysunął to wszystko do mnie chcąc mnie poczęstować.

Uniosłem jedną brew do góry i pokręciłem przecząco głową.

- Nie lubię słodyczy – blondyn zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na debila.

- Serio jesteś popierdolony – skwitował i wrócił do swojej waty cukrowej.

- Musisz to mówić za każdym razem?

Kiwnął głową, bo z zapchaną buzią trudno by mu było odpowiedzieć.

- Czemu?

- Chce żebyś był tego świadom –wzruszył ramionami i z powrotem do buzi napakował sobie kilo waty.

Mi by już dawno po takiej dawce słodkości było niedobrze.

- Co robimy?

Wzruszył ramionami.

Na początku chciałem stąd wyjść, ale z drugiej strony tutaj czas szybciej minie.. Tylko czy ja chce, aby to spotkanie szybko się skończyło?

- Chodźmy postrzelać.

Spojrzałem się na niego z widocznym zdziwieniem na twarzy, a blondyn od razu skinął głową w stronę stoiska.

- Chcesz strzelać do kaczek? 

- A mogę do Ciebie?

- Nie.

- No to zbytnio wyboru nie mam – wzruszył ramionami i zjadł do końca swoją watę.

Włożył sobie do ust jeszcze jednego żelka i od razu po tym wstał, aby podejść do wcześniej wspomnianego stoiska. Oczywiście poszedłem za nim. 

- Założymy się o coś?

No takiej propozycji z jego strony się nie spodziewałem. 

- Jak wygram to zjesz czekoladę.

I po co ja mu wspominałem o tych słodyczach..

- A jak ja wygram to.. –uciąłem – Pomyślę później.

Shizuo wzruszył ramionami i to on jako pierwszy miał strzelać, a dopiero później ja. 

- Trudno – wzruszyłem ramionami, gdy obydwaj zestrzeliliśmy wszystkie kaczki

Chłopak patrzył się na mnie przez chwilę nic się nie odzywając, aż w końcu odwrócił gdzieś wzrok. Nie wiedziałem o co mu chodziło, aż w końcu wskazał na siłomierz. 

- Chyba sobie żartujesz – prychnąłem, a Shizuo uśmiechnął się do mnie w taki dziwny sposób.

Shizu-chan w ogóle ma dzisiaj jakiś taki inny humor. Jest bardziej żywszy i wesoły niż zazwyczaj, a przynajmniej to pierwszy raz kiedy przy mnie się tak zachowuje. 

- Żartowałem – zaśmiał się, a ja nie mogłem się na niego napatrzeć.

- Chyba piłeś coś innego oprócz tej melisy. – mruknąłem cicho pod nosem, gdy blondyn znów włożył do swoich ust kolejną żelkę i jednocześnie ostatnią.

Sam zacząłem myśleć co moglibyśmy tu porobić i pierwsze co mi przyszło do głowy to dom strachu, ale na to jest za wcześnie, a żeby był jakikolwiek efekt tego to musiałoby być chociaż trochę ciemno. Spojrzałem na Shizuo, ale ten już jadł czekoladę.

Wywróciłem oczami i nagle coś mi przyszło do głowy.

- Co powiesz na dom z lustrami?

-Hm?

- Jeśli mnie w nim złapiesz to wygrasz, no a jak nie złapiesz wtedy zwycięstwo jest moje ~ - uśmiechnąłem się prowokacyjnie, a Shizuo połknął do końca to co miał w buzi. 

- Myślisz, że jakieś głupie lustra mnie powstrzymają, aby Cię złapać?

- Jak nie ma luster to też nie dajesz rady, pierwotniaku –wzruszyłem ramionami i tym razem uśmiechnąłem się asymetrycznie.

Shizuo odpowiedział mi nieco zadziornym uśmieszkiem. 

- Sam Ci wepchnę całą czekoladę do buzi jak tylko wygram.

Wyśmiałem jego groźbę i ruszyłem w stronę domku.

Nie wiem czemu dzisiaj jest trochę inaczej, ale mi ta zmiana nie przeszkadza.

~~
Cześć..
Chciałabym coś wyjaśnić.
Czytam chyba już drugi raz, niebezpośrednio, ale jednak że moje opowiadanie jest zerżnięte z "Zakładu", że to plagiat i szczerze to takie komentarze mnie dołują. Jeżeli plagiat widzicie w tym, że Shizuo i Izaya w moim opowiadaniu się spotykają to napiszcie to, a ja przestanę ff udostępniać i usunę już udostępnione rozdziały. Bardziej spodziewałam się tego, że dostanę tutaj słowa krytyki lub hejty, że to co piszę jest beznadziejne, głupie itp, itd. Ja nie uważam, aby moja praca była plagiatem, ale skoro są osoby, które tak uważają to tak jak wspomniałam napiszcie mi to wprost, a ja moje niedokończone opowiadanie usunę.

piątek, 23 października 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 6

Rozdział 6

- Dlaczego uważasz, że odstraszasz od siebie ludzi, bo nie potrafisz panować nad siłą? Teraz na przykład panujesz.

Shizuo uniósł na mnie wzrok już nie spoglądając na karty i lustrował przez chwilę moją twarz wzrokiem po czym cicho odetchnął.

I tak graliśmy właśnie w karty, a dokładnie w wojnę. Shizuo jest już kolejny dzień u mnie, bo u niego nadal są rodzice, a przez ostatnie dni była brzydka pogoda, aby siedzieć na dworze. Sam niedawno przyznał, że jak on to ujął ‘mój zapchlony ryj’ jest coraz bardziej do wytrzymania.

- Chce kontaktu z ludźmi, nawet jeśli są to bardzo płytkie relacje. 

Zmarszczyłem delikatnie brwi. 

-  Teraz jestem spokojny, bo nie robisz nic takiego. Nie myślę o tym kim jesteś i w miarę jest wszystko w porządku, chociaż nadal mi się to wszystko nie podoba. Gdybym musiał się powstrzymywać za każdym razem nie byłbym sobą, a po co mam mieć przy sobie osoby, które będą mnie lubić za to kim nie jestem. Głupota.. – skwitował i rzucił kolejną kartę

- Jeżeli przez chwilę byś poudawał to później możliwe, że zaakceptowaliby Cię takiego jakim jesteś – także rzuciłem kartę.

Wojna. 

- Nie lubię oszukiwać. 

Przez chwilę obydwoje milczeliśmy chcąc dowiedzieć się kto wygra tę rozgrywkę.

Wygrał Shizuo. 

- Nie uważałbyś, że gdybyś spróbował miałbyś łatwiej?

Nie rozumiałem go. Jest w stanie zapanować nad swoją siłą, zachowaniem, więc co  go powstrzymuję, aby spróbować powiększyć swoje grono znajomych? Nie musiałby tak jak wcześniej powiedział ‘oszukiwać’ wystarczy się trochę postarać.

- Nie wiem.. – odparł nie będąc pewny tej odpowiedzi. 

- Nie chce Ci się po prostu wysilić, aby coś zyskać. Na wszystko czekasz – prychnąłem, a blondyn chyba trochę się zdenerwował.

- Nic nie rozumiesz.. – zaczął wyładowywać siłę na moich biednych kartach.

- To mnie oświeć – wzruszyłem ramionami.

Z tego co zauważyłem Shizuo przez chwilę się wahał czy w ogóle jest sens na ten temat ze mną rozmawiać. Czy w ogóle jestem odpowiednią osobą, aby o takich rzeczach z nim rozmawiać. W końcu, jednak się odezwał. 

- Nim się spostrzegłem już się mnie bali. Nie potrafiłem nawet pojąć jak szybko ludzie uważali mnie za agresora. Nie mogłem nic zrobić, nie potrafiłem. Później poszedłem do liceum.. Poznałem Ciebie – zacisnął dłonie przez co jeszcze bardziej zgniótł karty i widziałem jak coraz bardziej na każde wspomnienie się denerwuję – Chciałem żyć normalnie, w nowej szkole, ale musiałeś pojawić się Ty! – podniósł się i rzucił karty na stół – Uwziąłeś się na mnie i do tej pory nie wiem dlaczego cały czas tak jest. Uczepiłeś się jak jakaś pluska, kleszcz czy pchła!

- Bo jesteś potworem – odparłem od razu i odłożyłem moje karty na stolik, którego zaraz i tak nie było, bo
Shizuo rzucił nim o ścianę. 

- Gdybyś nie zaczął tych swoich chorych gierek nikt by tak o mnie mówił! – podszedł do mnie unosząc mnie za przód sweterka i patrząc mi groźnie w oczy. 

- Całą winę potrafisz zrzucać tylko na mnie. 

- A tak nie jest?! – starał się mną nie rzucić, nie uderzyć mnie, bo wiedział, że inaczej nie pomogę Kasuce, ale widziałem, że jest mu ciężko. 

- Nigdy później nie próbowałeś nawiązać bliższych kontaktów. Gdyby nie Shinra tak naprawdę nie poznałbyś Celty. Wszystkie inne osoby, które z nas to te ze szkoły. A i wiesz, co? Z tych wszystkich osób tylko ja się Ciebie nie boję. Boją się Ciebie, a nadal przy Tobie są, a Ty się nawet nie starasz, aby to utrzymać. Wybuchasz przy nich zamiast się uspokoić nie chcąc, aby Cię takiego widzieli. Jesteś beznadziejny, bo nie widzisz ile tak naprawdę masz i tego nie doceniasz.

Powiedziałem to trochę tak jakby z pretensją, ale miałem nadzieje, że Shizuo tego nie wyczuję. Zdenerwował mnie. Składa całą winę na mnie, ale nie widzi tego, że te osoby, które przy nim są go akceptują w pełni, chcą z nim rozmawiać, pomimo, że boją się go, gdy wybuchnie, albo sami nie chcąc spowodować, aby ten wybuchł.

Bez żadnego słowa puścił mnie, a ja z powrotem usiadłem na kanapę.

- Nie rozumiem Cię. Nie rozumiem co Ty chcesz osiągnąć.. Po co mi to wszystko mówisz? – wymamrotał jakby zagubiony i nieco przybity tą całą rozmową, kłótnią. 

Nie rozumiem czemu Shizuo jest taki, pomimo że ma przy sobie tak bliskie osoby, a ja sam przebywając wśród tylu ludzi nie mam nawet nikogo. Dlaczego, gdy nasze rozmowy schodzą na ten temat on się smuci, pomimo, że tak naprawdę jest szczęściarzem?

To ja tutaj powinienem być smutny. 

Nie odpowiedziałem mu na pytanie i nie minęło dużo czasu, aż Shizuo opuścił moje mieszkanie. Nie było sensu, aby nadal tu tkwił, kiedy ja nawet nie odpowiedziałem mu na zadane pytanie. 

Co ja chce osiągnąć?

Po co ja mu to wszystko mówię?

Chciałem dowiedzieć się o nim więcej, aby znaleźć jego słaby punkt i go zmiażdżyć, ale teraz już sam nie wiem. Czy ja mu po prostu nie zazdroszczę? Czy ja po prostu nie chce być w centrum jego uwagi? Czy ja po prostu nie potrafię zrozumieć, że mnie nienawidzi, bo powinien się cieszyć, że się go nie boję? Że jest jeszcze taka osoba, oprócz jego brata?

Gdy patrzę na to z perspektywy czasu to wydaję się takie głupie.

Nasyłanie na niego ludzi, wrabianie go w różne rzeczy.. Chciałem po prostu, aby ktoś tak silny zwrócił na marnego mnie swoją uwagę.

Jakie to dziecinne, a nadal to robię.
***
Następnego dnia stałem przed mieszkaniem Shizuo i zastanawiałem się czy zapukać. Było około dwudziestej pierwszej, nie miałem pewności czy jest w domu i nie miałem pewności czy mnie w ogóle przymnie po wczorajszej rozmowie. Zdecydowałem się, jednak zapukać, jednak po tym jak po pięciu minutach nikt mi nie otwierał miałem zamiar już iść. 

- Wejdź – rzucił blondyn, gdy ledwo otworzył drzwi.

Nawet na mnie nie spojrzał, a ja nie miałem okazji go nawet dostrzec. 

Wszedłem do środka i tym razem zdjąłem buty. Pierwsze co to zajrzałem do kuchni, ale tam go nie było. Później salon – też nic. Zmarszczyłem brwi i ostatecznie skierowałem się do sypialni, gdzie siedział na łóżku w samych dresowych spodniach, a na głowie miał ręcznik. Jak widać brał prysznic.

- Nie zadzwoniłeś – mruknąłem cicho i obserwowałem teraz jak zakłada na siebie białą bluzkę z krótkim rękawem.

- Ty też masz w tym swój interes.

- Ale ja zawsze dzwonię – żachnąłem się i skrzyżowałem ręce na piersi. 

Spojrzał na mnie jak widać trochę rozbawiony moim tonem głosy.

- Jesteś sam?

- No jak widać.. – mruknął uparcie jeszcze czegoś szukając po pokoju. 

- A Twoi rodzice kiedy przyjdą?

- Nie przyjdą.

- Jak to?

- Zdajesz więcej pytań niż potrzeba.. – stęknął jak widać zmęczony tą wymianą zdań, aż w końcu zadowolony znalazł swoją paczkę papierów. 

No tak, czego on innego mógłby szukać. 

Usiadł na łóżku wyjmując jednego papierosa z paczki i wsuwając go sobie do ust, a po chwili już się nim zaciągał. Ja za to nadal stałem w tym samym miejscu i w tej samej pozie nie za bardzo wiedząc jak mam poprowadzić tę rozmowę. Byłem przekonany, że będzie zły, choćby za to, że go tak wczoraj zlałem. 

- Kleszczu..

Wróciłem do niego od razu wzrokiem i czekałem na dalszą część jego wypowiedzi. 

- To nie tak, że się nie starałem.  Poznawałem wiele osób. Miałem z nimi lepszy, gorszy kontakt, ale oni i tak odchodzili jak tylko zobaczyli mnie, gdy wszystko rozwalam – wypuścił moje ulubione kółeczko z dymu i położył się na łóżku nadal mając kontakt stopami z podłogą. – I to nie tak, że nie doceniam tego co mam. Jestem szczęśliwy, że mam chociaż tyle. Nie wiem jak to robię, ale jest dobrze.

Nie spodziewałem się takiego wyznania z jego strony i byłem szczerze mówią zaskoczony. Musiał sobie to wszystko przemyśleć przez noc i teraz dokładnie odpowiedź mi na to co wczoraj mu powiedziałem.

Uśmiechnąłem się delikatnie.

- Czy mi się wydaję, że coraz więcej wyciągam z Ciebie informacji?

- Sam to oceń – wzruszył ramionami, a ja kiwnąłem głową. 

Stojąc tak i patrząc się na niego zastanawiam się czy ja czasem też, pomimo wszystko nie zaliczam się do tej grupki osób, których Shizuo do siebie przyciąga. Przyciąga swoją postawą, szczerością. Możliwe, że tego nie zauważałem, bo będąc w głupim siedemnastoletnim wieku postanowiłem go przewyższyć, pokonać?

Możliwe, że to moje ‘nienawidzę Cię’ jest bezpodstawne?