piątek, 22 stycznia 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 10

Rozdział 10

- Śmierdzi..

Otworzyłem szeroko oczy i z bardzo bliska obserwowałem śpiącą twarz Shizu-chana. Byłem tak blisko, że praktycznie stykaliśmy się nosami. 

- Śmierdzi.. Izaya.. 

Zamrugałem kilkakrotnie i gwałtownie się od niego odsunąłem, ale ten jak widać przez sen musiał mnie nawet złapać. 

- Jak śmierdzę to mnie puszczaj pierwotniaku.. 

Próbowałem wyrwać swój nadgarstek z jego uścisku, ale to nie skutkowało. Shizuo zacisnął jeszcze bardziej rękę. Patrzyłem się na niego przez dobrą chwilę i zastanawiałem się czy on naprawdę śpi czy może udaję. Doszedłem ostatecznie do wniosku, że nawet przez sen musi mnie w ten swój dziwny sposób zaskakiwać.  Nie zastanawiałem się teraz co ja przed chwilą chciałem zrobić. Teraz moim priorytetem było to, żeby mnie puścił. 

Pociągnąłem jeszcze raz rękę. 

Shizuo wydał z siebie cichy odgłos niezadowolenia, a zaraz po tym zostałem dla niego jakimś misiem do przytulania podczas snu. Nie jestem nawet w stanie wyrazić jak byłem tą całą sytuacją zażenowany. Nawet nie chce wiedzieć co temu pierwotniakowi siedzi w tej pustej głowie.

- Śmierdzi..

Może, gdybym patrzył na to z boku to byłoby dosyć zabawne i bym się nawet śmiał, ale w tej chwili to nawet nie wiedziałem co myśleć. 

- Sam śmierdzisz – prychnąłem, a za to Shizuo ścisnął mnie jeszcze mocniej. 

Przymrużyłem oczy i jak na razie postanowiłem leżeć bez ruchu. Rozmyślałem to czy by go nie obudzić, ale sam nie wiedziałem czemu nie chciałem tego robić. Po prostu nie chciałem i tyle. Nie chciałem się nawet w to zagłębiać. 

Przez ten czas, gdy tak leżałem złapałem się, że sam zacząłem przysypiać, ale zauważyłem, także, Shizu-chan rozluźnił nieco swój uścisk. Delikatnie się z niego wyswobodziłem i spojrzałem ostatni raz na jego śpiącą twarz, bo zaraz po tym Shizuo odwrócił się tyłem do mnie.

Wyszedłem od razu z pokoju i z mieszkania. Jeszcze na początku miałem zamiar przespać się u niego na kanapie, ale po tym jak uświadomiłem sobie co ja chciałem zrobić odechciało mi się kompletnie. W drodze powrotnej do Shinjuku wstąpiłem jeszcze do sklepu po jakąś wodę. Strasznie chciało mi się pić i w takich chwilach jestem wdzięczny, że istnieją sklepy 24 dobowe. 

Chciałem o tym nie myśleć, ale wszystkie moje myśli wracały do tego, że ja chciałem.. Właśnie co ja niby chciałem? Pocałować go? Wybuchłem śmiechem na środku chodnika. 

- Głupota – mruknąłem sam do siebie, gdy się już uspokoiłem i upiłem łyk wody. 

Uznałem, że jedynym słusznym wytłumaczeniem było to, że byłem i nadal jestem pod wpływem alkoholu. To samo przecież tłumaczy to głupie zachowanie Shizuo. Po pół godzinki spacerku o 3;24 wszedłem do mojego mieszkania. Zdjąłem buty, kurtkę, którą jak nigdy odrzuciłem ‘gdzieś’ na bok i powlekłem się do kanapy. Wylądowałem na niej twarzą w poduszce i zacząłem  szukać koca, który gdzieś tu powinien być. Uśmiechnąłem się delikatnie, gdy w końcu go znalazłem i tak jak planowałem zakryłem się nim. Od razu po tym usnąłem.
***
- Długo masz zamiar jeszcze spać?

Skrzywiłem się i zakryłem się bardziej kocem. 

- Jesteś gorszy od dziecka – warknęła kobieta – Klienci dzwonią, a Ty nawet nie odbierasz. Za piętnaście minut masz spotkanie. 

Niechętnie po tych słowach otworzyłem oczy i nieco się odkryłem. Pożałowałem tego od razu, bo pierwsze co zobaczyłem to twarz Namie.

- Dla takich widoków mogę budzić się zawsze – parsknąłem, a dziewczyna przybrała jeszcze groźniejszy wyraz twarzy. 

- Na drugi raz już Cię nie będę budzić na żadne spotkanie – prychnęła i odeszła do swojego biurka. 

Podniosłem się do siadu i dopiero teraz poczułem jak mocno boli mnie głowa. Sięgnąłem do swojej kieszeni, aby wyjąć telefon, ale momentalnie zastygłem. Wsunąłem dłoń do drugiej kieszeni, ale też nic. Podniosłem się i podszedłem do kurtki, która leżała na podłodze i zacząłem po kieszeniach szukać telefonu.

Nie ma. 

Złapałem się za głowę i korzystając z tego, że trzymam kurtkę odwiesiłem ją na wieszak. 

- Ile mam czasu do spotkania? 

- Dziesięć minut.

- Nie mogłaś obudzić mnie wcześniej?
- Ciesz się, że w ogóle Cię obudziłam. 

- Racja - uśmiechnął się delikatnie 

Nie tracąc czasu poszedłem na górę, aby wziąć szybki prysznic i założyć świeże ubrania. Jako, że miałem jeszcze trochę czasu wziąłem sobie coś na ból głowy i zasiadłem przy swoim biurku oczekując klienta. Do jego przyjścia zastanawiałem się, gdzie zostawiłem telefon i pierwsze co mi przyszło do głowy to łóżko Shizu-chana. Musiał mi wypaść, gdy mnie tak gwałtownie do siebie przyciągnął. Prawdopodobnie Shizuo się zorientuję, że ów telefon jest mój i może mi go przyniesie trochę wcześniej. W końcu dzisiaj sobota, więc ma wolne. 

Myślałem, że całe to spotkanie będzie bardziej ciekawe, ale grubo się pomyliłem. Nie dość, że było nudne to jeszcze trwało z dobrą godzinę. Kiedy klient opuścił moje mieszkanie chwyciłem za mój drugi telefon. Nie ubolewałem, że tamten został u Shizu-chana, ale jednak mógłby mi go oddać. Miałem już do niego dzwonić, ale po pomieszczeniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. 

Namie od razu wstała od swojego biurka i poszła otworzyć.

Zmarszczyłem brwi i już miałem wstawać, ale bliźniaczki były szybsze i przywitały się z dostawcą od pizzy. Spojrzałem na godzinę i trochę się zdziwiłem, bo myślałem, że jest wcześniej niż po 14. Mairu zapłaciła za dostawę i obie zaraz do mnie podbiegły. 

- Iza-nii zjesz z nami~?

- Iza-nii.. – podeszła do mnie Kururi i zaczęła ciągnąć za rękę.

Uśmiechnąłem się do nich i od razu wstałem. 
- Pewnie. 

Dopiero w trakcie jedzenia poczułem jak strasznie byłem głodny, ale co się dziwić skoro moim ostatnim posiłkiem był obiad wczorajszego dnia? Porozmawiałem jeszcze chwilę z dziewczynkami, aż w końcu gdzieś wybiegły na miasto. Namie niedługo skończyła pracę i zostałem sam. Liczyłem na to, że Shizu-chan do mnie przyjdzie i odda mi ten telefon. No, albo przyjdzie dlatego, że przecież mamy się ze sobą spotykać jeszcze tydzień. Ciekawe czy coś pamięta z wczoraj.. 

Uśmiechnąłem się niekontrolowanie przypominając sobie jego nocne zachowanie. Powtarzałem sobie tyle razy, że czułem się zażenowany tą sytuacją, ale czy tak naprawdę to mnie w pewien sposób nie cieszyła?

Zaśmiałem się gorzko.

Podobało mi się, gdy ten pierwotniak mnie do siebie przytulił.
To chore.
Głupie.
Od zawsze to czułem?
Rzuciłem się na kanapę i naciągnąłem na siebie koc i nie wiedzieć kiedy usnąłem. 

***

- Ej, pchło!

Skrzywiłem się kiedy ktoś zaczął mnie całkiem mocno potrząsać. Odtrąciłem jego ręce i odwróciłem się do tego kogoś tyłem. Nie chciało mi się wstawać. 

- Izaya! – warknął blondyn i zrzucił ze mnie cały koc, a że trzymałem się go bardzo mocno zleciałem razem z nim na podłogę.

Jęknąłem niezadowolony i podniosłem się na kolana. Spojrzałem na Shizuo z dołu i zaraz stałem na nogach. 

- Wiesz, która godzina? – burknął z niecierpliwiony. 

- No po czternastej.

- Po dwudziestej pierwszej, Izaya.

Zakryłem usta dłonią ziewając. 

- No i co z tego?

- Nie dzwoniłeś, a ja nie mogłem się do Ciebie dodzwonić – burknął mrużąc oczy.

- Martwiłeś się?

- Nie.

Odwrócił wzrok jakby trochę zmieszany.

Musiałem przyznać, że nie za bardzo rozumiałem tą jego reakcję, ale była całkiem słodka. Jednak szybko ta myśl zniknęła w mojej głowie, bo zastąpiła je inna. 

- Nie ma u Ciebie mojego telefonu?

- A z jakiej racji miałby być?

- Nie pamiętasz co się wczoraj działo? – usiadłem na kanapie. 

Czyli po telefonie. Prawdopodobnie zgubiłem go jak wracałem do domu.

- No Kadota odprowadził mnie do domu po tym wszystkim. 

- Kadota – szepnąłem i schowałem twarz w dłonie. 

Musiał naprawdę już pod sam koniec nic nie kojarzyć skoro nie pamięta jak odprowadzałem go do domu. 

Zerknąłem na chłopaka, który właśnie siadał obok mnie.

- Dlaczego dopiero teraz przyszedłeś?

Shizuo przeniósł na mnie od razu wzrok i wzruszył ramionami.

- Uznałem, że jakbyś miał przyjść to dawno byś to zrobił no i jak wspomniałem nie odbierałeś..

Zaśmiałem się.

- Racja, Shizu-chan. Kolejny punkt dla Ciebie.

- O co Ci chodzi z tymi punktami?

Ponownie się zaśmiałem. 

- U Kasuki bez zmian? – byłem ciekaw, bo Shizuo tak łatwo mi odpuścił po tym jak powiedziałem, że nie zadzwonię do tego lekarza. 

- Tak – szepnął i zacisnął dłonie na kolanach. 

Wstałem z kanapy i dopiero jak zrobiłem nam obu herbaty wróciłem do niego.

- Czemu jesteś taki spokojny skoro odmówiłem Ci pomocy? – mruknąłem upijając łyk herbaty.
Shizuo milczał. 

- A co jeśli Kasuka nie wytrzyma tego tygodnia?

- Ciebie to i tak nie obchodzi.

- Masz rację – odłożyłem kubek na stolik. 

Shizuo chyba jeszcze bardziej się zdenerwował moimi słowami. 

- Nie możesz chociaż raz być pomocny?

- Pomogę jak miną pełne dwa tygodnie.

-Sam powiedziałeś, że wtedy może być za późno! – warknął.

- Trudno – wzruszyłem ramionami.

Nie zorientowałem się kiedy, a już pod nim leżałem. Zaciskał dłoń w pięść i zaraz całej siły uderzył nią w kanapę tuż obok mojej głowy. Chciałem wyśmiać jego celność, ale kiedy spojrzałem mu w oczy coś we mnie pękło. Chociaż.. to już dawno we mnie pękło. 

Czułem to samo wczoraj w barze, gdy Dotachin zapytał go o Kasuke. Widziałem w tej chwili ten sam wyrazisty smutek co wczoraj. Może i patrzył też we mnie ze złością, ale ten smutek w nim dominował. Objąłem go delikatnie, aby się na mnie całkowicie położył.

- Pchło..

- Czekaj, myślę. 

~~
Nie mogłam wstawić wcześniej rozdziału, bo matematyka.
Miałam ważne zaliczenie, no i zaliczyłam *klask klask* 

Mam nadzieję, że opowiadanie nadal cały czas się podoba i chciałabym uświadomić, że oprócz tego będą jeszcze 5-6 rozdziałów. Mam napisane 5 i 6 w połowie, ale nie wiem czy ten 6 będzie zrealizowany, ale postaram się coś jeszcze wyskrobać.
Co do następnej notki.. Jeżeli za tydzień nic mi nie wypadnie wstawię już w piątek 29.01, a jeśli jej nie będzie to spodziewajcie się jej w najbliższym czasie. Moje województwo ma ferie, więc nic mi nie będzie uniemożliwać wstawienia kolejnego rozdziału. :D

Cześć ~

środa, 6 stycznia 2016

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 9

Rozdział 9

Zmarszczyłem brwi, gdy zorientowałem się jak zareagowałem, gdy na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się ‘Shizu-chan’. Zerknąłem na Namie, która jak wniebowzięta rozmawiała ze swoim młodszym braciszkiem i co jakiś czas nawet cicho się śmiała.

Wywróciłem oczami i sięgnąłem po swój telefon, a po przeczytaniu wiadomości delikatnie przymrużyłem oczy. 

„Mam sprawę. Jesteś u siebie?”

Od razu odpisałem „tak” ale odpowiedzi zwrotnej nie dostałem. Z drugiej strony to po co mi ona? Wiadomo, że Shizuo już tu idzie. Zerknąłem w stronę komputera i zdałem sobie sprawę, że właśnie zaniedbałem moją przyszłą samobójczynię. Od razu powróciłem do pisania. Nie mogłem się, jednak za bardzo na tym skupić, bo po głowie chodziło mi co ten pierwotniak może mieć za sprawę do mnie.

To chyba, jednak coś ważnego skoro pofatygował się, aby napisać. Dziwi mnie też, że ma mój numer telefonu. Pewnie wkurzało go ciągle, gdy dzwonił do niego jakiś nieznany numer, więc w końcu sobie zapisał. 

Popisałem z dziewczyną jeszcze z dziesięć minut i nie chcąc już siedzieć przed komputerem udałem się na moje tymczasowe łóżko. Bliźniaczki już mnie uświadomiły, że nie oddadzą mi sypialni. 

- Iza-nii~! – krzyknęła Mairu i zasłoniła mi sobą telewizor.

Rozejrzałem się dookoła i spostrzegłem, że Kururi stoi za kanapą.

- Iza-nii.. – szepnęła, a ja od razu po tym podniosłem się do siadu.

- O co chodzi? – mruknąłem nieco ciekaw co mogą ode mnie chcieć.

- Idziemy dzisiaj na przyjęcie urodzinowe! 

- Chcecie na taksówkę? – zmarszczyłem brwi.

- Prezent. – odezwała się cicho za mną Kururi, a Mairu energicznie pokiwała głową.

- Potrzeba nam na prezent.. no i na taksówkę!

Bez słowa podniosłem się z kanapy i podszedłem do kurtki, która wisiała na wieszaku i wyjąłem z niej mój portfel. Mairu od razu złapała swoją siostrę za rękę i podbiegły do mnie przyglądając się ile mam zamiar im dać. 

- Powinno wam wystarczy – podałem żywszej bliźniaczce pieniądze.

W tym samym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi. 

Kururi puściła swoją siostrę i poszła otworzyć drzwi.

- Shizuo-san.. – mruknęła jak zawsze cicho, a po chwili Mairu już stała koło niej. 

- Dzień dobry, Shizuo-san. Przyszedłeś w końcu zabić Iza-nii? Jeśli chcesz możemy go dla Ciebie związać ~ - zaproponowała bliźniaczka. 

Schowałem w między czasie portfel do kieszeni kurtki i z zaciekawieniem przyglądałem się co z tego wyniknie. Nie wpuściły go do środka, a już go gnębiły. Trochę mnie to rozśmieszyło, bo pewnie związały by mnie dopiero, gdyby otrzymały bilety, na jakiś nowy film z Kasuką. 

-  Jest Izaya? – blondyn zmarszczył brwi, a na jej propozycje pokręcił przecząco głową.

Podszedłem w końcu do nich, aby Shizuo wiedział, że jednak tutaj jestem.

- Nie miałyście czasem czegoś kupić? – mruknąłem i spojrzałem na Mairu.

- Ah tak! – chwyciła ponownie Kururi za rękę. – Do zobaczenia Shizuo-san

- Do zobaczenia.. – szepnęła Kururi, a zaraz po tym ich już nie było.

Wpuściłem Shizuo do mieszkania i zamknąłem za nim drzwi.

- Już skończyłeś prace?

- Tak.. Dzisiaj wcześniej.

- Chcesz się czegoś napić? – zapytałem lekko się uśmiechając i już odchodziłem w stronę kuchni. 

- Izaya.. – odwróciłem się od razu w jego stronę i zlustrowałem go wzrokiem.

- Tak, Shizu-chan?

Wyglądał na jakiegoś takiego przybitego. Smutnego? Zmieszanego?

- Mógłbyś już teraz zadzwonić po tego lekarza?

Ah, więc to o to chodzi.

- Nie minęły dwa tygodnie, Shizu-chan. Dzisiaj mija dopiero tydzień.

- Wiem.. – szepnął zaciskając dłonie w pięści. – Przez następny tydzień też będziemy się widać, ale..

- Nie, Shizu-chan. Nie umawialiśmy się tak.

Zapadła cisza. 

Stan Kasuki musiał się pogorszyć skoro Shizuo mnie o to PROSI. Miałem się już odezwać, ale mnie uprzedził.

- Myślałem, że coś się zmieniło.. – spojrzał w końcu na mnie i to takim spojrzeniem, które trudno było mi nazwać. Nie było w nim złości, chęci mordu.

Spojrzał jakby na mnie z rozczarowaniem. 

- Myślałeś, że jak przez tydzień będę dla Ciebie jak dobry kolega to zgodzę się o to co mnie poprosisz? – zakpiłem z jego głupoty. 

- Jesteś beznadziejny – warknął i całe to rozczarowanie zniknęło. Teraz widziałem tam złość i coś jeszcze.

- Zgodziłeś się na to.

- Wiem! I nie zamierzam z tego zrezygnować.

- Skąd mogę mieć pewność, że mnie nie okłamiesz?

Spojrzał teraz na mnie naprawdę wkurzony, choć nie uważam, abym go moją odpowiedzią, aż tak zdenerwował. 

Podszedł do mnie i chwycił mnie za przód sweterka, a zaraz po tym wisiałem kilka centymetrów nad ziemią.
- Nie porównuj mnie do siebie! – warknął. 

- Skoro uważasz, że kłamie to skąd masz pewność, że po tych dwóch tygodniach bym pomógł Twojemu bratu?

Jego wyraz twarzy nieco złagodniał i już nie patrzył mi prosto w oczy.

- Na początku nie miałem.. – odezwał się o wiele ciszej niż przedtem, a ja uniosłem jedną brew do góry.
Wybuchłem śmiechem, pomimo to, że teraz dowiedziałem się, że Shizuo czuł to samo co ja. Czuł tą zmianę, która między nami nastąpiła. 

Shizuo zmarszczył brwi i niedługo po tym jak zacząłem się śmiać puścił mnie przez co wylądowałem na tyłku. 

- Świr – burknął. 

Spojrzałem na niego z ukosa i jeszcze cicho się zaśmiałem.

Shizuo jak na razie milczał, a ja wyciągnąłem rękę, aby pomógł mi wstać.

W końcu to on mnie tak bezczelnie upuścił. 

Spojrzał na mnie, po czym cicho prychnął.

- Spierdalaj. 

Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami i chyba Shizuo zrozumiał, że ja nie odpuszczę, więc pierwszy odwrócił wzrok. Zastanawia mnie czemu tu jest, pomimo, że go wyśmiałem i nie chce mu pomóc? Dlaczego tu stoi zamiast wyjść i trzasnąć drzwiami?

Zastanawia mnie to czemu ja nie chce mu pomóc skoro powiedział mi, że jeszcze tydzień ze mną wytrzyma. Boję się? Nie powinienem. Wiem, że Shizuo nie kłamie, a to co wcześniej do niego powiedziałem to była tylko zwykła prowokacja, która sprawdziła się w stu procentach. Boje się chyba, że jak pomogę Kasuce Shizuo zmieni swoje nastawienie i nasza relacja będzie znów taka sama.

Musiałem przyznać, że polubiłem śmiejącego się Shizu-chana.

A może od zawsze go takiego lubiłem? Chociaż jak się denerwuję też go lubię. O! I jak pulsuje my żyłka także. 

Uśmiechnął się pod nosem i w końcu wstałem, a Shizuo od razu na mnie spojrzał.

Teraz dopiero czuję, że Shizuo mnie zauważył, że w końcu jestem w centrum jego uwagi tak jak zawsze tego pragnąłem.
***
Zaproponowałem Shizuo wyjście z domu, a on nawet chętnie się zgodził. Do tej pory nie wiem czemu nie wyszedł skoro mu odmówiłem, a przecież chodzi tutaj o jego kochanego braciszka. No, ale nieważne. Gdy wyszliśmy z Shinjuku i znaleźliśmy się w Ikebukuro wpadliśmy na Dotachina no i oczywiście zaczęliśmy rozmawiać. Musiałem przyznać, że rozmowa jak nigdy między nami się kleiła i to aż tak bardzo, że ostatecznie wylądowaliśmy w jakimś barze. Żeby tego było mało niewiadomo skąd dołączył do nas Shinra. 

Siedziałem obok Shizuo, a po drugiej stolika znajdował się Kadota z Shinrą. Jak to Shinra gadał więcej niż potrzeba, ale po wypiciu kilku kieliszków alkoholu rozkręcił się jeszcze bardziej, ale też po kilku godzinach padł pierwszy od nas wszystkich. Nie żebym się tego nie spodziewał. 

Shizuo chyba chciał być dobrym kolegą i zadzwonił po Celty, aby go odebrała. 

Minęła kolejna godzina, a my nadal siedzimy w tym barze, a tematy do rozmów bierzemy jakby z powietrza. Nie sądziłem, że Shizuo potrafi być tak rozmowny i zabawowy.. zresztą Dotachin tak samo. 

-Ah, Shizuo, a jak Kasuka?

No tak to pytanie prędzej czy później musiało paść.

Zerknąłem na Shizuo, a on najwidoczniej w świecie zrobił się smutny. Wcześniej też go widziałem przybitego, ale teraz było to tak wyraźne, że ślepy by to nawet zauważył. 

- Mam nadzieje, że będzie dobrze… - wymamrotał cicho, a Kadota polał mu jeszcze.

Shizuo zaraz padnie. 

- Na pewno będzie dobrze – zapewnił go wesoło i zaraz po tym polał jeszcze mi. 

Nie chciałem przesadzać z alkoholem na tyle, aby na następny dzień nic nie pamiętać, ale to było silniejsze i przechyliłem swój kieliszek. I tak z naszej trójki ja jestem najbardziej rozgarnięty. Shizuo buja się na boki, a Kadota nawija i nawija bez końca. Po krótkim przemyśleniu stwierdziłem, że już dziś nie dotykam alkoholu. 

Po kolejnej godzinie już chyba każdy miał dość, a zwłaszcza Shizuo, który skorzystał z mojego ramienia, aby się oprzeć. Uśmiechnąłem niekontrolowanie i wróciłem wzrokiem do Kadoty. 

- Chyba czas kończyć na dzisiaj – zaśmiał się i spojrzał na Shizuo. - Da radę wrócić?

Spojrzałem jeszcze raz na Shizuo, który chyba nawet usnął.

- Ja mu pomogę – uśmiechnąłem się przyjaźnie, a Dotachin pokiwał głową. 

Obudziłem Shizuo, który jak przypuszczałem jednak usnął. Coś mamrotał pod nosem i nie za bardzo kojarzył fakty, więc gdy tylko pożegnałem się z Dotachinem zacząłem z nim iść do jego domu. Shizuo praktycznie cały swój ciężar opierał na mnie co nie było za fajne, ale dawałem radę i niedługo po tym znaleźliśmy przed drzwiami jego mieszkania. 

Klucze.

Zmarszczyłem czoło i wsunąłem jedną dłoń do kieszeni jego spodni. 

Shizuo coś mruknął, a do tego się uśmiechnął przez co ja jeszcze bardziej byłem tym zażenowany. 

Na szczęście znajdowały się w niej te nieszczęsne klucze, więc szybko otworzyłem drzwi, wszedłem z nim do środka i znów je zamknąłem. Zaprowadziłem go do jego sypialni, a następnie położyłem go na łóżku. Przyglądałem się mu przez chwilę i coś mnie tknęło, aby zdjąć mu buty i przykryć go kołdrą. Blondyn delikatnie się uśmiechnął i tym razem zapadł już w głęboki sen.

Przyglądałem się jego śpiącej twarzy i musiałem przyznać, że wyglądał całkiem ładnie.
Ładnie jak na potwora.

Mogłem teraz wyciągnąć scyzoryk i podciąć mu gardło, ale zamiast tego nachyliłem się nad nim i przybliżyłem swoją twarz do jego. 

~~
Gomen, gomen miało być w weekend, a w sobotę, a co dopiero w niedziele nie miałam dostępu do laptopa. :(. Następny rozdział najwcześniej prawdopodobnie pojawi się 14 stycznia.