sobota, 29 sierpnia 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 2

 
Rozdział 2

Sam nie wiem jak mi się to udało, a raczej udało mi się to zrobić zaskakująco łatwo, bo raptem po godzinie natarczywego zachowania szedłem za Shizuo do jego domu. On chyba nie chciał, abym za nim szedł, ale to już inna sprawa. Tak czy inaczej ja szedłem kilka metrów za nim i wgapiałem się w jego plecy. Były barman był strasznie spokojny, a co za tym idzie ja także. Nie czułem potrzeby go w tej chwili irytować, a nawet nie o to mi chodziło. 

Chciałem go przecież podejść inaczej.

To nie zmienia faktu, że spokój Shizuo mnie nieco irytował. Pewnie cały czas pije te swoje ziółka na uspokojenie i przez to, że nie dość, że jest spokojny to pewnie jeszcze zmęczony. Nie mówię już o pewnie ciężkim dniu w pracy jak i cieniami pod oczami. Pewnie w nocy dobrze nie spał, ale co się dziwić? W końcu jego kochany Kasuka jest w szpitalu. Straszne. 

W ciszy doszliśmy pod jego blok, a następnie w ciszy wjechaliśmy na odpowiednie piętro. Uśmiechnąłem się wychodząc za nim z windy i już miałem wchodzić do jego mieszkania, ale tak po prostu przed moją twarzą drzwi się zatrzasnęły.

- Shizu-chan? – zmarszczyłem brwi, a zaraz po tym usłyszałem jak zamyka drzwi na klucz. Nie mogąc się powstrzymać cicho się zaśmiałem. 

Zdecydowanie by to wszystko poszło za prosto, gdybym TAK PO PROSTU wszedł do JEGO  mieszkania. Zrobiłem krok do tyłu, aby już nie stać tak przed tymi drzwiami i zacząłem dzwonić jak i pukać do drzwi. I tak na zmianę. Mi się nigdzie nie śpieszyło, więc mogłem tak nawet do wieczora. No ewentualnie byłaby przerwa na jedzenie. Nie wiem ile w tak krótkim czasie użyłem dzwonka jak i zapukałem, ale wydaję mi się, że naprawdę dużo. W końcu usłyszałem warknięcie.

Moje kąciki ust uniosły się ku górze.

Miałem już coś powiedzieć, gdy drzwi do mieszkania się otworzyły, ale nim się spostrzegłem już byłem przyduszany do ściany w jego korytarzu. Chyba naprawdę za dużo razy pukałem i dzwoniłem, bo jak widać serio się zdenerwował. 

O jak mi przykro.

- Próbuje być spokojny, próbuje Ci nic nie zrobić, próbuje się jako tako zachowywać, ale Ty chyba kurwa tego nie doceniasz, co nie? – warknął i przybliżył się do mojej twarzy i wpatrywał się prosto w moje oczy.

- Chciałeś przecież porozmawiać – uśmiechnąłem się delikatnie. 

- A kiedy ja coś takiego powiedziałem?! – przydusił mnie mocniej do ściany, przez co zmrużyłem delikatnie oczy. 

- Szedłem za Tobą cały czas i nic nie zrobiłeś.

- Próbuje się zachowywać jako tako czy nie wyraziłem się jasno? – syknął, a dłoń bardziej zacisnął na mojej szyi. 

- A ja myślę, że pijesz za dużo tych swoich ziółek i jesteś zmęczony – wymruczałem z przekąsem i jak na złość bardziej zacisnął dłoń na mojej szyi, żeby pokazać, że aż tak zmęczony nie jest. – Trup w domu nie jest Ci potrzebny – powoli już źle mi się oddychało. 

Patrzył się jeszcze przez chwilę w moje oczy tak jakby spojrzeniem chciał mnie zabić, a zaraz po tym mnie puścił i zniknął w kuchni. Nie wiedziałem czy to naprawdę sprawka tych wszystkich ziółek czy naprawdę uczy się panować nad swoją złością. Jeżeli tak to musiałem przyznać, że mu całkiem nieźle to wychodzi. 

Punkt dla Ciebie, Shizu-chan. 

Poszedłem za nim do kuchni i z tego co zdążyłem zauważyć robi sobie kolacje. No tak. Od razu po pracy poszedł do szpitala i siedział tam dobre cztery godziny. Oparłem się o framugę drzwi i przez chwile się mu przyglądałem. Wiedziałem, że czuje mój wzrok na sobie, bo nieco się spiął. 

- Kiedy się obudzi?

Brak odpowiedzi.

- Rozmawiałeś chyba z lekarzami, co?

Kompletna cisza. 

Nie wiem czy nie chce rozmawiać o tym ze mną czy po prostu nie chce o tym rozmawiać. Pewnie bardziej to pierwsze, ale jednak nadal mnie nie wyrzucił za drzwi. Zastanawia mnie czy pije tylko te melisy inne bzdety czy bierze też jakieś proszki uspokajające. Możliwe, że Shinra coś mu dał. Obserwowałem go jeszcze przez chwilę, aż w końcu usiadłem przy stole i przez chwilę lustrowałem wzrokiem całe pomieszczenie. To chyba pierwszy raz kiedy u niego jestem.

- Zrobisz mi herbatki?

Usłyszałem w odpowiedzi ciche warknięcie. Oparłem łokieć o stół, a policzek ułożyłem w dłoni, po czym wznowiłem przyglądanie się blondynowi. Z jednej strony się cieszę, że jest w miarę spokojny, bo mogę bardziej do niego dotrzeć zwykłymi słowami, ale to trochę takie nudne. Normalnie już by mnie wywalił, albo chciał mnie uderzyć lodówką, która stoi niedaleko niego. Myślałem, że hamuje się tylko przy szpitalu, ale jak widać nie.  Z tego co zauważyłem zrobił sobie ‘coś’ do picia, ale mojej herbaty nawet nie zamierzał zrobić. 

Wywróciłem oczami.

Odwrócił się w moją stronę w jednej dłoni trzymając kubek, a w drugiej talerz z kanapkami. Spojrzał na mnie z obrzydzeniem i chyba nie chcąc siadać naprzeciwko mnie wyszedł z kuchni i poszedł do salonu. Odprowadziłem go wzrokiem i wyjąłem telefon, aby sprawdzić godzinę. 21;23. Nie chce wychodzić z mieszkania po tym, gdy czekałem na niego przed szpitalem tyle czasu, a później jeszcze godzinę prowadziłem z nim rozmowę, a na koniec on sam ignoruję mnie we własnym mieszkaniu. Nie boi się mnie nawet zostawić samego w kuchni. Jest bez życia. Wstałem od stołu i poszedł do salonu, gdzie jadł swoją późną kolację. Usiadłem na podłokietniku fotela.

- Wiesz, że jak bardziej będziesz mnie ignorował to ja będę bardziej namolny i stąd nie pójdę?

Spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem i wrócił do kanapek
.
- Nie wiem czego ty ode mnie chcesz, ale masz czas na wyjście, póki jem. 

- Jakbyś mnie tak chciał wyrzuć to byś to zrobił wcześniej. 

Zerknął na mnie kątem i przez chwilę się mi tak przyglądał, po czym skinął głową.

- Racja.

Irytował mnie. Najpierw zgrywa takiego niebezpiecznego, później mnie ignoruję, a na koniec przyznaję mi rację. Gdzie ta jego siła, którą tak przez tyle lat podziwiałem i szanowałem? Gdzie ta jego wybuchowość, złość, która uaktywnia się na sam mój widok? Aż tak jest przybity tym, że jego brat leży w śpiączce? A może..

Nie ma szans na to, aby Kasuka się obudził?

- Nie obudzi się już?

Blondyn odłożył kanapkę na talerz i podniósł się z kanapy, aby zaraz znaleźć się naprzeciwko mnie. Mierzyliśmy się przez chwilę spojrzeniami. Widać na jego twarzy to zmęczenie i chyba teraz dopiero, gdy zdjął okulary dostrzegłem smutek, bezradność i jeszcze wiele negatywnych uczuć, które mu teraz towarzyszą. Że też taki potwór posiada takie emocje.. Kpina. 

Zauważyłem, że otwiera usta, aby coś powiedzieć, ale szybko mu to przerwałem. 

- Mogę pomóc Twojemu bratu – otworzył szerzej oczy, a ja powstrzymałem się, aby nie uśmiechnąć się w tej złośliwy sposób. 

- Niby z jakiej racji TY masz pomagać MOJEMU bratu? 

Oh, zainteresował się
.
- Znam specjalistów.

- Jesteś mendą, a takie mendy jak Ty na pewno nikomu nie pomagają – chwycił mnie ponownie za przód koszuli i wisiałem kilka centymetrów nad ziemią

- Racja, Shizu-chan. Ponownie punkt dla Ciebie. Chodzi mi o to, że Ty mi coś dasz, a ja pomogę Twojemu bratu ~

- Jaki punkt… - mała zmarszczka pojawiła się pomiędzy jego brwiami nie rozumiejąc o co mi chodzi. Po dodaniu przeze mnie kolejnego zdania tylko bardziej się powiększyła. 

- Chyba oszalałeś! Nic Ci nie będę dawał! – warknął i rzucił mnie prosto na siedzenie fotela. 

- Nie chcesz pomóc swojemu bratu? – zapytałem, wiedząc, że już go mam. Jeśli wchodzi w grę Kasuka to Shizuo zgodzi się na wszystko. 

- A co byś niby chciał takiego ode mnie? 

- Chce z tobą rozmawiać codziennie – wzruszyłem ramionami. 

- Ile ma coś takiego potrwać? – był chyba zirytowany sam na siebie, że zadaje to pytanie. 

- Dwa tygodnie. 

Shizuo milczał i nie za bardzo wiedziałem jak mam to milczenie odbierać. Zastanawia się pewnie czy nie kłamałem. Nie dziwie się, ale naprawdę mogę mu pomóc. Znam kogoś kto nie jednych wybudzał ze śpiączek. Nie wnikałem jak kto robił. Liczył się efekt, prawda?

- A co jeśli nie wytrwam tych dwóch tygodni?

- Wtedy Kasuka się nie obudzi.

Znowu zamilkł. 

No tak. Przez dwa tygodnie nie będzie ciągle pił tej swojej meliski. Może go to uspokaja, jest mniej nerwowy, ale tym samym jest bardziej zmęczony, śpiący. Z tego co widzę to najchętniej już by spał, ale ja zawracam mu dupę. 

Jak przykro. 

- Zgoda…

Uśmiechnąłem się delikatnie po tych słowach i wstałem z fotela. Widziałem jak zaciska dłonie w pięści. Był zapewne na siebie wkurwiony, że tak łatwo dał mi się podejść, ale postawiłem go pod ścianą. 

- W takim razie do jutra, Shizu-chan. 

Uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem z jego mieszkania zostawiając go z tymi wszystkimi myślami. Jeśli chodzi o bliskie osoby Shizuo staję się strasznie miękki i kruchy. Ma takich osób bardzo mało i dlatego w razie potrzeby zrobiłby dla nich wszystko, a zwłaszcza dla swojego brata, który go wspierał w trudnych chwilach. 

Dałem sobie dwa tygodnie, aby przez ten czas przejrzeć Shizuo. Poznać go, zbliżyć się i dowiedzieć się o nim więcej. Więcej niż wiem teraz. Dowiedzieć się co takiego przyciąga do niego ludzi, pomimo, że stara się ich unikać tłumacząc się, że nie chce ich skrzywdzić. Chce poznać sposób, aby stać się silniejszym od niego.

~~~
Od siebie jedynie dodam, że dziękuje za te dwa komentarze. Naprawdę mnie one cieszą. <3

środa, 26 sierpnia 2015

Shizaya "Nienawiść to pojęcie względne" - rozdział 1

Cześć!
Może ktoś mnie pamięta jak jeszcze pisałam "Plotkę", którą usunęłam, ale uznałam, że skoro i tak jej nie skończę to nie ma sensu, aby coś tak dennego i niedokończonego tutaj było. Uznałam jedynie, że dwa oneshoty, które nadal tutaj są w miarę mi się udały.
Nie przychodzę tutaj jednak z niczym, bo przychodzę z opowiadaniem!
Nie licząc tej nieszczęsnej "Plotki" jest ono moim pierwszym na serio pisanym opowiadaniem. Przez ten rok naczytałam się wiele opowiadań, piszę RP i to w jakimś stopniu myślę, że mi pomogło. Nie uważam, że to co tutaj będę udostępniać będzie oh i ah, ale też nie uważam, aby było jakieś tragiczne. :D
Jeżeli rozdział Ci się spodoba, albo i nie to napisz dlaczego i co mogłabym po prostu zmienić, to mnie zmotywuję i też uszczęśliwi nawet, jeśli komentarz miałby być anonimowy!
Ah i od razu mówię, że to opowiadanie ma na tą chwilę 15 rozdziałów i prawdopodobnie napiszę jeszcze 1.
Nie za długie, ale na początek chyba ok XD
Piszę i piszę, a tego pewnie i tak nikt nie przeczyta.. NO NIC.
Miłego czytania~! :3

Rozdział 1

Czasami wątpię w ścieżkę, którą sam wybrałem.
Zastanawiam się czy wszystkie moje starania, plany były trafne.
Czasami wątpię czy to wszystko ma sens odkąd cię poznałem.

Idę krawężnikiem budynku, a moje ręce rozłożone są na boki, aby zachować równowagę. Patrzę się przed siebie i widzę jasnobłękitne niebo, po którym powoli przemierzają chmury. Nie jeden człowiek by powiedział, że ten widok jest.. melancholijny? Tak, to chyba słuszne stwierdzenie. Powoli nawet widać jak zza horyzontu wyłania się pomarańczowa barwa.

Słońce zachodzi i niedługo zastąpi je księżyc.

Wiele ludzi o tej porze już odpoczywa. Po pracy, po szkole, po zajęciach domowych. Wiele, ale i tak mnóstwo osób przemierza ulicę miasta. Wstępuję do barów lub powoli szykuję się na ponowne wyjście z domu. Sam osobiście wole więcej czasu spędzać na świeżym powietrzu, ale to chyba jasne, nie?

LUDZIE, LUDZIE I JESZCZE RAZ LUDZIE

Idę tym krawężnikiem i spoglądam na nich z góry.
Uważam ich za nic innego jak moje pionki w grze.

Uśmiecham się do siebie, ale ten uśmiech po chwili gaśnie, gdy mój wzrok sięga blond czupryny. Blond czupryna, strój barmana i papieros w ustach.

Śmieje się sam do siebie i nie chcąc tracić czasu szybko opuszczam krawężnik i biegnę do drzwi wyjściowych budynku.

Zawsze, gdy go widzę nie potrafię się powstrzymać i muszę do niego iść.
Przy każdym kolejnym razie chce sprawdzać czy nasza siła się wyrównała.
Czy w końcu go prześcignąłem.

- Shizu-chan – stanąłem naprzeciwko niego, a ręce włożyłem do kieszeni kurtki. Blondyn wyjął papierosa z ust i zgiął go na pół w palcach.

Typowa reakcja, ale i tak jakoś zaspokojona. Zaskoczysz mnie dzisiaj czymś, Shizu-chan?

Stałem tak z dobrą chwilę dłoń zaciskając na swoim scyzoryku w kieszeni czekając na jego reakcje. Nie czułem strachu, a bardziej zastanawiało mnie to czemu nic nie robi. Nie podchodzi do barierki, aby ją wyrwać i nią mnie uderzyć. Nawet znak stojący nieopodal wyglądał zachęcająco.

- Spierdalaj – warknął, a raczej chciał warknąć tylko coś tą złość w nim stłumiło.

- Dawno się nie widzieliśmy. Chce to nadrobić, więc nie – wzruszyłem delikatnie ramionami.

Shizuo znów zamilkł i tym razem mnie to nawet zaniepokoiło. Może dowiedziałbym się o co chodzi, gdybym spojrzał mu w oczy, ale cały czas musiał nosić na nosie te swoje pieprzone okulary.

- Miałem kiepski dzień w pracy, więc czy z łaski swojej możesz mnie już dzisiaj nie denerwować i zabierać swoją zapchloną dupę z Ikebukuro, Izaya-kun? – Zmarszczyłem brwi i odruchowo się odsunąłem, aby zrobić mu przejście. Nawet nad tym nie panowałem.

Obserwowałem go, gdy mnie minął i dopiero teraz zauważyłem jego poszarpany rękaw i niemałe cięcie na jego ramieniu, które było zszyte.
Był u Shinry a co za tym idzie dostał ziółka i dlatego jest taki spokojny.
A przynajmniej w miarę spokojny.

Nie wiedzieć czemu, a raczej intuicyjnie dałem mu po prostu święty spokój i wróciłem do siebie.

Przez całą drogę myślałem nad tym wszystkim. Nic innego nie robię, a go prowokuję. Czy takim czymś mogę w ogóle dostrzec czy jestem w stanie go prześcignąć? W jakimś sensie tak, bo przecież zawsze ta prowokacja kończy się walką, ale czy nie powinienem podejść go inaczej? Z innej strony? Zawsze, gdy prowadzimy ‘rozmowę’ daję mu do zrozumienia kto jest panem, ale w głębi się tak nie czuję. Odkąd sam na własne oczy i na własnej skórze przekonałem się jaki jest silny od tamtej pory zwątpiłem w swoją siłę i za wszelką cenę chce to zmienić.

Opadłem plecami na miękki materac i rozłożyłem ręce na boki. Gorąca kąpiel to to co było mi trzeba. Leżałem w bez ruchu może nie całą minutę, aż w końcu chwyciłem telefon i wybrałem numer Shizu-chana.

- Halo?

- Kto Ci tak poszarpał koszulę? – byłem pewny, że teraz identyfikuję mój głos.

Zmarszczyłem delikatnie brwi. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że od razu się rozłączy.
Zadzwoniłem jeszcze raz.

Drugi.

Trzeci.

- Czego Ty chcesz?! – ah do trzech razy sztuka  ~

- Kto Ci tak poszarpał koszulę? – powtórzyłem pytanie.

Przez chwilę w słuchawce nie słyszałem zupełnie nic, a raczej jakieś niewyraźne szumy. Zmarszczyłem znów brwi.

- Shizu-chan?

- Co Cię to w ogóle interesuję? – warknął, ale już nieco spokojnie.

- Ktoś mnie uprzedził i chce wiedzieć kto – dałbym sobie rękę uciąć, że teraz właśnie wywraca oczami. – Ah i dlaczego byłeś taki potulny dziś?

Nie dało się nie słyszeć jak zgniótł nieco telefon.

- Do.bra.noc – syknął i się rozłączył.

Odsunąłem telefon od ucha i spojrzałem na ekran, który pokazywał zakończone połączenie.

- Przecież dopiero dwudziesta pierwsza.

Odłożyłem telefon na szafkę nocną już nie mając zamiaru do niego, ani do nikogo innego dzwonić, ale tak jak wcześniej wspomniałem jest za wcześnie na spanie. Zwlekłem się jeszcze z łóżka i poszedłem na dół po laptop, z którym z powrotem wróciłem do sypialni. Wolałem sobie już poleżeć niż siadać przed biurkiem. Kiedy już wygodnie pół-leżałem i pół-siedziałem włączyłem go i zacząłem przeglądać wiadomości. Wystarczyło, abym przeczytał najpopularniejszy nagłówek jednego z artykułów, a moje usta wygięły się w asymetrycznym uśmiechu.
„Hanejima Yuuhei wziął udział w wypadku samochodowym”
Teraz już wiadomo czemu Shizuo był taki przygaszony. Zjechałem nieco niżej i pokazały się kolejne informację.
„Słynny aktor Hanejima Yuuhei leży w śpiączce w szpitalu!”
„Trwa śledztwo dotyczące wypadku, w którym znalazł się Hanejima Yuuhei”
Gdyby teraz tak to wszystko poskładać w całość -  Shizuo dowiedział się o tym jako pierwszy. Nie podano miejsca pobytu Kasuki, ale na pewno jest to Ikebukuro. Shizuo poszedł do niego, ale nie pozwolono mu dłużej tam zostać przez co się zdenerwował i wdał się w jakąś bójkę, a gdy go spotkałem wracał od Shinry.

Zaśmiałem się cicho i odłożyłem laptop. 

Ciekawe jak się teraz czuje. Pewnie jest zły, że spotkało to jego ukochanego braciszka, a nie jego. To takie szlachetne z jego strony. Jak prawie każde jego zachowanie.. Użala się nad sobą, że jest odtrącany przez społeczeństwo przez swoją siłę, a tak naprawdę sam nie stara się nic z tym zrobić. Ma Toma, Celty, Shinre, Kadotę no i Kasuke. Nie chce mu się nawet wysilić, a cały czas niszczy wszystko wokół. Sieje postrach, a nawet tą niewielką grupkę ma przy sobie. Powinni go zostawić.

Czemu on zawsze jest krok do przodu przede mną? 

Czemu nawet jak się nie stara, czemu nawet jak unika kontaktu to i tak znajdzie się grupka ludzi, którzy są przy nim? Czemu ja, który mam kontakt z praktycznie każdym nie posiadam ‘tego’ czegoś co tych ludzi by przyciągało?

Nienawidzę go za to.
****
Następnego dnia obserwowałem Shizu-chana po jego pracy. Tak jak myślałem – poszedł do szpitala. Nie zamierzałem wchodzić do środka za nim. Nie lubię szpitali, a przede wszystkim mam ich dość. Usiadłem na ławce odchylając głowę do tyłu i wpatrując się w niebo. Ciekawe czy długo tam będzie siedział. Głupie pytanie.

Na pewno. 

Po trzech godzinach bezczynnego siedzenia zaczynałem się już irytować i rozważałem wejścia do szpitala, ale to by mi nic nie dało. Koło mnie przechodzili rozchorowani ludzie. W większości to były starsze osoby, ale nie tylko. Ktoś był ze złamaną nogą, ktoś ręką lub coś jeszcze innego mu dolegało. Karetka jeździła w tą i z powrotem przywożąc nowych poszkodowanych czy chorych, więc sygnału karetki, także mam dość, a przynajmniej na dziś.

Po kolejnej godzinie, jednak się doczekałem. Shizuo jak zwykle w swoim barmańskim stroju wyszedł ze szpitala i już odpalał papierosa, który po chwili znalazł się w jego ustach. Przyglądałem się mu przez chwilę i musiałem przyznać, że wcale nie wyglądał na smutnego czy załamanego. Wyglądał zwyczajnie, obojętnie jak zawsze, chociaż znając jego to rozrywa go od środka. Uśmiechnąłem się delikatnie i wstałem z ławki, aby do niego podejść. Jak widać był tak zamyślony, że mnie nawet nie zauważył. 

Stanąłem za nim.

- Shizu-chan – Zamruczałem mu prosta do ucha, a ten momentalnie się spiął. Dla własnego bezpieczeństwa odskoczyłem na odpowiednią odległość.

Widziałem jak zaciska obie dłonie w pięści i wyjmuje swojego papierosa z ust. Nie połamał go jednak. Odwrócił się w moją stronę. 

- Czego Ty znowu chcesz, mendo? – warknął najciszej jak potrafił. Miał chyba na uwadze ludzi wokół i samo to, że przed szpitalem nie chce robić zamieszania.

- Nie odpowiedziałeś mi wczoraj na żadne pytanie – Odparłem i zerknąłem na jego niedopałek
.
- Odejdź stąd, bo zaraz nie wytrzymam.. – wysyczał, a ja widziałem jak jego żyłka zaczyna pulsować. Lubię kiedy przeze mnie pulsuje. 

- Chcesz pogadać?

- Z Tobą? O czym? – mruknął z słyszalną kpiną w głosie. 

Uśmiechnąłem się delikatnie. 

- O Twoim bracie.

Wypuścił papieros, który zgniótł butem i podszedł do mnie łapiąc mnie za przód koszulki i podnosząc do góry. Mogłem teraz bez problemu patrzeć mu w oczy. 

- Niby dlaczego właśnie z Tobą mam o tym wszystkim rozmawiać?! – nie powstrzymał się i krzyknął, a przez to zwrócił na nas innych uwagę. Warknął coś pod nosem i nawet będąc blisko niego nie wiedziałem co to było. Pewnie nic znaczącego. 

- Bo nikt inny nie wysłucha Ciebie tak dobrze jak ja.